Kultura w Poznaniu

Książki

opublikowano:

JA TU TYLKO CZYTAM. Karaluchy i maciory

Polemika z Wielkim Meczetem Paryża oraz okoliczności i reperkusje powstania (nie)sławnej sekstaśmy - oto dwa tematy przewodnie, których trzyma się Houellebecq w Kilku miesiącach mojego życia. Esej francuskiego twórcy to proza tyleż erudycyjna, co buracka; tyleż błyskotliwa, co rażąca ignorancją. A zwłaszcza egocentryczna. Krytyk powie: "Houellebecq jest obrzydliwy", czytelnik zaś: "tak, a w czym problem?".

Rysunkowy, utrzymany w pastelowych barwach baner przedstawiający siedzącego na ławce i czytającego książkę ptaka. Ptak ma ciało małego chłopca, ubrany jest w kardigan i krótkie spodenki. - grafika artykułu
rys. Marta Buczkowska

Kiedy zdaje się, że pozycja Houellebecqa jako naczelnego skandalisty francuskiej (czy tylko?) literatury jest już ugruntowana, on wyskakuje z lodówki z okrzykiem: "to jeszcze nie koniec". Jak przystało na celebrytę światowego formatu, eksploruje różne wymiary skandalu. Gdy czytelnik zdążył przywyknąć już do rozmaitych skandali literackich, portale grzmią o skandalu obyczajowym, która ma potencjał przerodzić się w skandal sądowy. Tym razem wszystko kręci się wokół filmu pornogoraficznego z pisarzem w roli głównej. To dzieło w reżyserii holenderskiego artysty Stefana Ruitenbeeka, w którym Michelowi Houellebecqowi i jego żonie Lysis towarzyszy performerka Jini van Rooijen. Houellebecq - taka jest jego linia obrony - nagrał film na małżeńską pamiątkę. Mógł on co prawda trafić na profil OnlyFans Jini van Roijen, lecz na tym koniec. Tymczasem okazało się, że francuski pisarz padł ofiarą kolektywu artystycznego KIRAC, który zapis "seksualnej randki" (oraz okoliczności jej towarzyszące) zamierza okrasić własną narracją i przemontować na kolejny odcinek autorskiego serialu dokumentalno-prowokacyjnego. Kiedy na początku roku 2023 w sieci ukazał się zwiastun nowej produkcji KIRAC, Houellebecq postanowił na drodze prawnej zatrzymać dystrybucję filmu. I tak rozpoczęła się batalia sądowa, w której autor Cząstek elementarnych i Serotoniny, zaczytany w kryminałach sądowych Grishama i w Kafce, odgrywa rolę maluczkiego, bezsilnego w starciu z francuskim i holenderskim systemem sądowniczym.

Dlaczego jego sytuacja jest tak beznadziejna? Wygląda bowiem na to, że autor Możliwości wyspy - może przez nieuwagę, może pod wpływem pigułki gwałtu - podpisał umowę, na mocy której zezwolił Stefanowi Ruitenbeekowi na dowolne korzystanie z zarejestrowanego w listopadzie 2022 roku w pewnym paryskim hotelu materiału. Adwokatka pisarza po zapoznaniu się z sygnowanym dokumentem stwierdziła, że "zwierzę miałoby więcej praw" niż obecnie jej klient. I ta "zwierzęcość" opętała Houellebecqa. Jego reakcją obronną okazała się wściekła depersonifikacja i dehumanizacja osób mu wrogich - reżysera nie nazywa inaczej niż "Karaluchem", filmową partnerkę "Maciorą", kolejną aktorkę "Gęsią", jeszcze inną postać - "Żmiją". Później rezygnuje nawet z wielkich liter. Co ciekawe - niesiony mocą zwierzęcych stereotypów dopuszcza się pewnej gradacji bytów. Ta demiurgiczna wręcz śmiałość nie dziwi. Całą sytuację, w której się znalazł, Houellebecq postrzega bowiem jako zamach Zła na Sztukę. Jego esej ma "cel moralny" - opisanie "Zła nowoczesnego". Bo takie właśnie urzeczywistnia Karaluch i jego zwierzyniec.

Kilka miesięcy mojego życia momentami przekierowuje uwagę czytelnika na inne tory. Choćby na nieoczywisty, aczkolwiek zdroworozsądkowy, stosunek Houellebecqa do islamu, który po premierze Platformy, a zwłaszcza Uległości, wywoływał burzę medialną i akademicką. Czy też stosunek (ambiwalentny) do religii ogółem. Niestety - strony zawierające interesujące rozważania filozoficzne czy socjologiczne, albo też literackie odniesienia do Rimbauda, Pascala czy Baudelaire'a, plami jad sączący się z pióra pisarza na wspomnienie Karalucha i Maciory. W obliczu wystawienia jego prywatności (ale też prywatności żony, o czym nie pisze) na widok publiczny Houellebecq traktuje o przemocy seksualnej, solidaryzuje się z jej ofiarami. Czy jednak przypadkiem w pokrętny sposób nie przywłaszcza sobie ich traum? Choć w opisie fantazji i preferencji łóżkowych (które pojawiają się w całej jaskrawości i w tym eseju) autor niezmiennie balansuje między bezpruderyjnością a buractwem, to intrygujące, w jaki sposób "pornoafera" wpływa na jego autokreację. Na sposób, w jaki postrzega siebie jako podmiot lub przedmiot seksualny. A to przecież kwestia kluczowa - seks w jego książkach jest siłą napędzającą przemiany wewnętrzne i dziejowe. Autor ubolewa nad tym, że najtrwalszym świadectwem jego aktywności seksualnej (literackiej czy prywatnej) pozostanie nagranie "wyjątkowej brzydoty". Bo Houellebecq nie jest z filmu zadowolony, a szczególnie z "kiepskiej kopulacji z nieruchawą maciorą" Takie to exegi monumentum.

Gdyby ktoś postanowił rozpocząć odkrywanie Houellebecqa od Kilku miesięcy, popełniłby fatalny błąd. Świadomie lub nie - przy czym jestem zdania, że wystawia czytelnika na próbę - autor przedstawia siebie w jak najgorszym świetle. Jest mściwy, pyszny, chełpi się swoją ignorancją (pisze na przykład, że do 2014 roku był przekonany, że Krym należy do Rosji). Czytelnik rozczytany w jego kobylastych powieściach może natomiast cieszyć się z nawiązania tej szczególnej więzi z autorem, który okazuje się jeszcze bardziej autentyczny. A to wynika z rewelacji, że targają nim te same namiętności, które komplikują losy napisanych przezeń bohaterów. Czytelnik może też dać ponieść się dramatyzmowi sprawy, którą pisarz pragnąłby przekuć w thriller sądowy z prawdziwego zdarzenia. Albo też czerpać otuchę z faktu, że w świetle osiągnięć literaturoznawstwa nie musimy interpretować dzieła w kontekście pozatekstowych wypowiedzi jego twórcy. Co za ulga.

Jacek Adamiec

  • Michel Houellebecq, Kilka miesięcy mojego życia. Październik 2022 - Marzec 2023.
  • Przeł. Beata Geppert
  • Wydawnictwo W.A.B.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024