Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Ślady i pamiątki

Ostatni gasi światło, pokaz który oglądać możemy w Galerii Rozruch i którego kuratorami są Krzysztof Ślachciak i Tomasz Jędrzejewski, to kolejne zaproszenie do refleksji nad przemijaniem. Jak piszą organizatorzy tej prezentacji, w której uczestniczy dwudziestu ośmiu artystów, wystawa "będzie koncepcyjnie eksplorować ślad, jaki po sobie zostawiamy zarówno jako jednostki, grupy czy gatunek". Czy rzeczywiście możemy tu mówić o eksploracji? I - jeśli tak - co właściwie eksplorujemy?

. - grafika artykułu
Iwona Germanek, Jacek Jagielski, Katarzyna Kalua Kryńska, Jarosław Bogucki, fot. materiały organizatorów

Wystawa zgodnie z założeniami jej kuratorów dotyczy przemijania. To już kolejna w ostatnim czasie ekspozycja, na której prezentowana jest sztuka współczesnych twórców, obejmująca sposoby myślenia i pokazywania zależności między przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Nie skupia się ona jednak tylko na tych wielkich wydarzeniach, co do których nie mamy wątpliwości, że składają się na równie wielką historię i które funkcjonują pod poważnym pojęciem, jakim są "dzieje". Myślę tu również o tych "małych" historiach, nieupublicznianych nigdzie losach. Upływ czasu to przecież wspólny mianownik dla wszystkiego, co jest.

Myśląc o przemijaniu - tak jednostkowym, jak i przyjmującym wymiar globalny - artyści podeszli do tematu na bardzo różne sposoby, co uwidacznia skala zaprezentowanych na wystawie prac i idący za nią wydźwięk. W zapowiedzi czytamy: "Pozostawiając coś po sobie, mamy wybór - albo naszym śladem będzie świat zadbany, świadczący o chęci przekazania pochodni cywilizacji następnym pokoleniom, albo zniszczony, prezentujący naszą egzystencję jako krótkowzroczną i egoistyczną". Jest to sygnał, że artyści skupieni wokół problemu upływu czasu skoncentrują swoją uwagę na tematach nadal aktualnych, ważnych, w jakimś sensie nośnych i oczywiście krytycznych, choćby wobec wszechogarniającej nas konsumpcji, złudnych sukcesów, konfliktów społecznych i politycznych. Na tym jednak nie koniec i w moim mniemaniu właśnie to czyni z tej wystawy tak interesującą.

Choć nie brakuje tu mocnych akcentów, dostrzegam w tym pokazie melancholię i nostalgię, a także odczytuję w nim pewnego rodzaju manifest, który brzmi zwyczajnie i po prostu: "Popatrz na siebie". Upatruję w tym ogromną wartość tej wystawy, która przemijanie widzi przez pryzmat bardzo różnych doświadczeń i z różnych perspektyw. Artyści nie tylko patrzą na szargany konfliktami i destrukcją świat, ale zaglądają też we wszystkie możliwe zakamarki, w tym również te miejsca, gdzie konflikty rozgrywają się co prawda na mniejszą skalę, ale gdzie nie brakuje strapienia, samotności i lęku.

Do spraw wielkiej wagi odnosi się chociażby Dawid Wiesława Koronowskiego czy Nienawiść Joanny Buczak. Pierwsza z prac jest komentarzem do nadmiernego konsumowania dobór, które później zamieniają się w niechciane odpadki, kontrastujące z tym, co piękne i wartościowe, a czego symbolem ma być Dawid. Odlew głowy wypełniony został śmieciami, najbardziej oczywistymi, ale też najmniej estetycznymi śladami obecności człowieka. W przypadku drugiego z wymienionych dzieł do czynienia mamy z instalacją, która w sposób dosadny, może nieco naiwny, przedstawia problem nienawiści wynikającej z nietolerancji i uprzedzeń. Przyjmuje ona w pracy Buczak porażającą skalę. "Zabawa" w wojnę sugerowana w tej pracy poprzez tekturowe elementy z zarysem postaci i fałszywe karabiny, jest niepokojąca i mimo wszystko niebezpieczna. U podstaw zabawy i faktycznego konfliktu zbrojnego leży bowiem ta sama kategoryczna niechęć względem drugiego człowieka.

Nie zabrakło także prac odnoszących się do spraw o zasięgu mniej globalnym - nierzadko rozgrywających się w zaciszu domowym, związanych z naszym poszukiwaniem tożsamości, próbach zachowania pamięci o tym, co minęło, a także ich ostatecznym fiasku. Archiwizacja jest piękna Jowity Mormul jest tego pełnym i doskonałym przykładem. Pieczołowicie gromadzone kasety wideo są dzisiaj przecież jedynie archaicznym nośnikiem wspomnień. Kto jednak sądzi, że technologia pozwala obecnie na więcej i daje szerokie spektrum możliwości utrwalania zdarzeń, nie myli się co prawda, jednak musi skonfrontować się ze smutnym faktem, że cała siła pamiętania zależy nie tyle od samych zapisków, co od rzeczywistej chęci podtrzymywania pamięci. Nośniki stracą na znaczeniu bez względu na swoją zawartość, jeśli nie będziemy chcieli do niej wracać i wciąż na nowo odtwarzać. W podobnym tonie odczytywać można m.in. realizację Katarzyny Kryńskiej.

Śladami ludzkiej bytności są też relacje. Do pamiątek zupełnie innego typu należą nie tylko rodzinne traumy, nierzadko przekazywane z pokolenia na pokolenie, ale również te nietraumatyczne powiązania, które kreują nasze życie i sposoby postrzegania świata. Kryje się w tym pytanie o to, co uważamy za rodzime, nasze, swojskie, a co obcego przyswajamy i jakie ma to znaczenie dla naszych działań i widzenia ludzi, zdarzeń i rzeczy. Gdzie leży prawda, a co jest tylko ładnie wyglądającym produktem? W interesujący sposób na te pytania odpowiada praca Karoliny Kmieciak pt. Dom. Pary zestawionych ze sobą dłoni drastycznie się różnią. Drewniany model chiński zdaje się przykładem idealnym, wymuskanym, przyjemnym dla oka, podczas gdy druga para rąk stworzona została, jak się wydaje, w pocie czoła. Jest ona jednak w swojej nieidealności znakomitą metaforą relacji naznaczonych trudnościami i zmaganiami w ich pokonywaniu. To ręce, które z mozołem, metodą prób i błędów budują niedoskonały dom. Jednocześnie jednak to właśnie taka jego wersja zdaje się najbardziej autentyczna i adekwatna do rzeczywistości. Do dłoni i relacji, jakie tworzą się między nimi, odnosi się również praca +/- Jarosława Boguckiego. Gest chwytających się jedynie palcami dłoni tak podobnych, a jednocześnie tak różnych, jest wymownym symbolem. Na uwagę zasługuje także nieco surrealistyczna wizja Roberta Bartela - Huśtawka Hellingera. Niewtajemniczeni muszą wiedzieć, że Hellinger był twórcą ustawień systemowych - alternatywnej, dość kontrowersyjnej i nieuznawanej przez psychoterapeutów metody szukania sedna problemów w relacjach i rodzinnych traumach, których sobie nie uświadamiamy, a które współtworzą nasz genotyp.

W tej konfrontacji z czasem i przemijalnością jesteśmy sami. Bardzo jednoznacznie konfrontują nas z tym faktem m.in. prace Anny Sarneckiej (Matka) i Norberta Sarneckiego (Zegar wewnętrzny), jednak każda z zaprezentowanych realizacji, także tych, których tu nie wymieniłam, jest nośnikiem refleksji o rzeczach, które pozostawiają po sobie ślady dotkliwe i wyraźne. Przemijalność nie przemija - zdają się mówić. Czy czai się w tym więcej grozy, czy też może nadziei?

Justyna Żarczyńska

  • wystawa interdyscyplinarna Ostatni gasi światło
  • Galeria Rozruch
  • czynna do 17.11

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023