Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Portretujący sportretowani

Tytuł wystawy Kongijczyków portret własny. Malarstwo kongijskie 1960-1990, której kuratorem jest prof. Bogumił Jewsiewicki - etnolog, afrykanista, historyk - wskazuje na pewne aspekty ekspozycji, nad którymi nie możemy przejść obojętnie. To jasna sugestia co do tego, czego ta wystawa tak naprawdę dotyczy i jak należy na nią patrzeć.

. - grafika artykułu
fot. M. Kaczyński/CK Zamek

Wiele uzmysławia również pomieszczenie, przez które musimy przejść, aby obejrzeć właściwą część ekspozycyjną. W pomieszczeniu, w samym jego centrum, umieszczono tekturowe wizerunki Afrykańczyków oraz lustro. Postaci odbijają się w nim, oglądają siebie, ale również my, stojąc w tym tłumie papierowych ludzi, możemy przyjrzeć się lustrzanemu odbiciu. Kogo tam widzimy?

W sali zgromadzono także niektóre książki inspirowane kulturą afrykańską oraz zaprezentowano mały zbiór zdjęć przedstawiających mieszkańców Afryki. Fotografie wykonane zostały przede wszystkim przez podróżników zapuszczających się na tamtejsze tereny, co w nie tak odległych wcale czasach postrzegane było jako szczyt odwagi i podróżnicza ambicja, która zasługiwała na poklask. Dopełnieniem są cytaty ze wspomnianych publikacji.

Dlaczego ten wstęp jest tak istotny? W pigułce pokazuje, w jaki sposób Afrykańczycy obrazowani i charakteryzowani byli przez ludzi, którzy docierali na ten egzotyczny kontynent, a którzy, chociaż tak ciekawi obcej kultury i środowiska, rzadko kiedy w swoich opisach pochylali się naprawdę nad ludźmi, którzy tam żyją, widząc w nich przede wszystkim interesujących z etnograficznego punktu widzenia nieucywilizowanych osobników, portretowanych zazwyczaj w ten sam sposób: jako ciekawostka z dzikiego świata.

W tym kontekście tytuł wybrzmiewa niezwykle dosadnie. Oto w końcu Afrykańczycy, a konkretnie Kongijczycy, portretują siebie sami, zrywając z tendencyjnymi obrazkami, które nie tyle są nieprawdziwe, co nie pokazują w pełni tego, kim są, z jakimi borykają się problemami, jaka jest ich historia i jakie są ich aspiracje w tym zmieniającym się wciąż świecie. Obrazy, które zaprezentowano, ukazują ich przez pryzmat doświadczeń, a tym samym zbiorowej tożsamości, która znalazła swoje odzwierciedlenie w sztuce. Ostatecznie jednak mamy do czynienia nie tylko z pracami, które pokazują, jak Kongijczycy myślą o sobie, ale też jak w odniesieniu do swojej przeszłości i teraźniejszości widzą innych - tu rzecz jasna należałoby wskazać przede wszystkim na białego człowieka, który wkroczył na afrykańską ziemię co prawda ubrany elegancko i w wypastowanych na błysk butach, jednak w jasno sprecyzowanym celu, do którego nierzadko dążył po trupach i w przeświadczeniu o swojej wyższości.

Od razu zaznaczam - jeśli ktoś sądziłby, że na wystawie zobaczy plemienne maski, stroje czy mniej lub bardziej udane próby mierzenia się z farbą i pędzlem przez kongijskich artystów - że na wystawie obejrzeć można naprawdę interesujące malarstwo, z którego wyodrębnia się kilka ciekawych, poruszających motywów. Wystawa tym samym dzieli się na kilka części czy też rozdziałów. Każdy z nich zasługiwałby na oddzielną analizę, jednak postaram się wskazać na te wątki, które być może - taką żywię nadzieję - staną się argumentem przemawiającym za tym, aby wystawę obejrzeć.

Malarstwo wybrane do pokazania szerszemu gronu publiczności to malarstwo kolorowe i dynamiczne, czego nie należy utożsamiać z wesołością i frywolnością. Wielu artystów wypełnia powierzchnię obrazów w taki sposób, że gdziekolwiek byśmy skierowali spojrzenie, tam rozgrywa się jakaś kluczowa scena, ważna akcja, fragment historii, bez którego cała opowieść jest niepełna. Wielobarwne i żywe są nawet te prace, które ukazują rzeczy przygnębiające i straszne, jak chociażby karę chłosty. Był to popularny motyw przewijający się w twórczości kongijskich artystów i głęboko zakorzeniony w pamięci narodu. Odzwierciedleniem tego jest kilka obrazów na ekspozycji, wśród nich m.in. dzieła Sawy, Agiki, Londe czy Ngoye Mulume. Przedstawiają one realistyczne sceny komponowane według określonego schematu: na ziemi leży Kongijczyk z opuszczonymi spodniami, który jest ofiarą kary chłosty. Co ciekawe, wymierza ją nie kolonizator, ale inny, jakby przez niego wytypowany z grona pozostałych potencjalnych ofiar czarnoskóry mężczyzna. Krwawe pręgi na pośladkach chłostanego są dobrze widoczne. Jest w tych przedstawieniach duża dawka realizmu i dramatyzmu, ale również krytyki. I to nie tylko kolonizatorów wymuszających przemocą posłuszeństwo, ale też Kongijczyków, którzy godzili się być oprawcami swoich braci. Do tego motywu odwołuje się też jedyna artystka, której praca zaprezentowana została na ekspozycji, czyli Lucie Kamuswekera.

W dalszej części nie brakuje także innych obrazów, stanowiących swoistą, malarską kronikę wydarzeń. Uderza duża świadomość twórców na temat tego, co dzieje się wokół nich, oraz jaki jest ciąg przyczynowo-skutkowy, który ostatecznie doprowadził do bardzo konkretnych wydarzeń w życiu kraju, przede wszystkim wewnętrznego konfliktu i wyodrębniania się walczących ze sobą ugrupowań, a także napięć etnicznych, które napędzały agresję i wydłużały listę ofiar. Artyści, niezmiennie krytyczni, przyglądali się sytuacji i dawali upust swoim poglądom, widząc, że ich świat trawiony jest przez problemy takie, jak chociażby korupcja. Czy nie znamy tego przypadkiem z naszego świata?

Niezwykle interesującą grupą obrazów są również portrety, które zrywają ze stereotypowym przedstawianiem Kongijczyków. Uderzające jest to, że chociaż obrazy namalowali różni twórcy, przedstawiają one wręcz bliźniaczo podobne do siebie osoby o takich samych fryzurach, mimice, makijażu, a nawet z tymi samymi ozdobnymi detalami. Jak dowiadujemy się dzięki informacji umieszczonej obok - portrety te miały nie tyle obrazować stan rzeczywisty, ile odzwierciedlać aspiracje i dążenia Kongijczyków, którzy pragnęli być widziani jako zmierzający w stronę nowoczesności. Czy jednak ten pęd ku nowemu, za wzorcami zachodniego świata, miał zawsze pozytywne oblicze i był dobrze widziany przez samych Kongijczyków? Zdaje się, że artyści dostrzegali zagrożenia płynące z "małpowania" pewnych wzorców.

Zakres tematyczny prac na wystawie jest bardzo szeroki i skłaniający do wielowątkowej refleksji. Nie sposób w recenzji omówić ich wszystkich. Po prostu trzeba to zobaczyć i tego doświadczyć.

Justyna Żarczyńska

  • wystawa Kongijczyków portret własny. Malarstwo kongijskie 1960-1990
  • kurator: prof. Bogumił Jewsiewicki
  • CK Zamek
  • Czynna do 19.12

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021