Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

TRANSATLANTYK. O kinie, które nie zawsze jest dla każdego

Festiwalowy okręt rozbujał się na dobre. Niedziela przyniosła sporo filmowych wrażeń. Spisaliśmy nasze.

. - grafika artykułu
"Pieta", reż. Kim Ki-duk. Fot. mat. Transatlantyk

Przemoc nie dla każdego

"Pieta" reż. Kim Ki-duk, kolejna projekcja: 7.08, g.20

Bohater filmu, Kang-do Lee zajmuje się ściąganiem długów. Bezwzględnie, brutalnie i okrutnie kaleczy swoich wierzycieli - pieniądze z polisy mają pokryć ich należności. Pewnego dnia na jego drodze staje kobieta. Twierdzi, że jest matką, która porzuciła go zaraz po urodzeniu. Kang-do Lee z trudem przyjmuje to do wiadomości. Jeszcze gorzej zniesie fakt, że to, co mu dano, zostanie mu również odebrane.

"Pieta" wpasowuje się w pełen przemocy nurt kina koreańskiego. Łamane kości, obcinane ręce, zjadanie kawałków ciała - film porusza się na skraju tego, co uważamy na dopuszczalne. Czasem również przekracza nasze - wydawałoby się nieprzekraczalne - tabu. To kino granicy. Byłoby nie do zniesienia, gdyby nie jeden fakt. Reżyser od początku daje nam pewien wentyl bezpieczeństwa. Oglądając sceny przedstawiające spotkanie bohatera z matką mamy wrażenie zamieszania, braku realizmu. "Co tu się właściwie dzieje?"- pytamy.

To odczucie nierealności przenosi opowieść w sferę zmetaforyzowaną, niedosłowną, która "nie dzieje się naprawdę". W tej warstwie "Pieta" jest opowieścią o konsekwencjach, które mają wszystkie nasze działania; zemście, która nie daje satysfakcji i honorze, który ocala tylko śmierć. To zestaw pojęć charakterystyczny raczej dla kina z Dalekiego Wschodu, mimo że "Pieta" próbuje być również zachodnia. Tytuł filmu nawiązuje do charakterystycznego przedstawienia chrześcijańskiej Maryi, trzymającej na kolanach Jezusa. Tym niemniej, to nie jest kino dla każdego.

Natalia Grudzień

Kobieca rewolucja w meczecie

"Blask jej oczu", reż. Julia Meltzer

Czy Koran może stać się bronią w batalii na rzecz praw islamskich kobiet? Houda Al Abash, Syryjka i konserwatywna muzułmanka, która prowadzi letnie kursy czytania Koranu dla dziewcząt w damasceńskim meczecie Al-Zahra od ponad 30 lat udowadnia, że to możliwe. Fenomen jej działalności wnikliwie analizują Julia Meltzer i Laura Nix w pokazanym w niedzielę w sekcji Konfrontacje dokumencie "Blask jej oczu".

Z perspektywy zanurzonego w zachodniej kulturze widza poglądy Houdy trudno uznać za postępowe. Z przekonaniem podporządkowuje swoje życie roli matki i żony, jest głęboko oddana nauczaniu islamu, ale tylko w czasie, kiedy nie musi pełnić obowiązków wobec męża. Dopiero w zestawieniu z wypowiedziami ortodoksyjnych przywódców religijnych, które zostały wplecione w narrację dokumentu, Houda staje się działającą u podstaw rewolucjonistką: zachęca dziewczęta do czytania (nie tylko Koranu), nakłania uczennice do wychodzenia z domu i uczestniczenia w modlitwach w meczecie, kontynuowania regularnej edukacji, pracy i podejmowania własnych decyzji.

Meltzer i Nix wystrzegają się oceny bohaterek według wartości zachodniego feminizmu. Wizerunkowi Houdy daleko do religijnej fanatyczki, hidżab nie zawsze jest narzędziem zniewolenia, a konserwatywny islam nie jest tożsamy z religijnym ekstremizmem.

"Blask jej oczu" opowiada o kobietach - aktywistkach, które chcą zmienić islam od środka i zrewidować skostniałą tradycję. Są świadome kultury, w jakiej dorastały. Nie chcą porzucać własnych wartości na rzecz materializmu i narażać się na wykluczenie z lokalnej społeczności. Wierzą, że znajomość Koranu jest potrzebna nie tylko podczas modlitwy - może im pomóc w walce o prawa kobiet. W świecie, który badają reżyserki, wiedza ma znacznie większą moc od bomb. Jak przyznaje Houda to "ignorancja tworzy ekstremizmy". Na zakończenie kursu mówi do swoich uczennic: "Bardzo bym chciała, żebyście mówiły o tym, co wam się nie podoba. Jesteście wolne w swoich wyborach, wolne w swoim sposobie myślenia, wolne w swojej wierze". Kiedy jej słowa staną się rzeczywistością

Aleksandra Glinka

Allen w spódnicy

"Frances Ha" reż. Noah Baumbach

Frances to niespełniona, 27-letnia tancerka, której nie układa się najlepiej ani w życiu prywatnym, ani zawodowym. Jej bratnią duszą jest Sophie, z którą "są jedną osobą, ale w zupełnie innych fryzurach". Dużo czyta, marzy o karierze na wielkiej scenie, wynajmuje kolejne mieszkania, zawiera mniej lub bardziej udane znajomości i cały czas desperacko próbuje związać koniec z końcem. Neurotyczna i bardzo specyficzna (o ile "specyficzna" jest dobrym eufemizmem dla "dziwaczna"), lecz przy tym tak urocza i po prostu... prawdziwa, że nie sposób jej nie polubić. Uosabia wszystko to, z czym zmagać muszą się współczesne młode kobiety u progu prawdziwie dorosłego życia. Film mądry i zabawny zarazem. Jedynym jego minusem jest końcówka, w której zbyt nagły happy end odbiera całości dotychczas tak konsekwentnie budowaną wiarygodność.

Świetna rola Grety Gerwig, która wcieliła się w tytułową rolę i którą publiczność oraz krytycy z miejsca okrzyknęli "nowym Allenem w spódnicy". Być może słusznie - akurat w tym obrazie zarówno jej absurdalne poczucie humoru, jak i sceneria Nowego Jorku, miasta pełnego możliwości, a zarazem niespełnionych artystów, automatycznie nasuwa takie skojarzenia. O tym, na ile trafny to trop zadecydują jednak kolejne wcielenia Gerwig, której karierę od tej pory zdecydowanie zamierzam śledzić.

Anna Solak