Nie bardzo rozumiem, dlaczego wszyscy tak czekają na piątkowy wieczór. O co im właściwie chodzi? Za to czekanie na wieczór sobotni... O, to zupełnie inna sprawa! Dawno, dawno temu "w sobotę po dzienniku czasem dawali western". I to było wielkie święto. Kocham westerny miłością absolutną. Mam to po Ojcu. To od Niego dostałam pierwsze dżinsy i colta (drewnianego, bo drewnianego, ale nikt na podwórku nie miał takiego). To On zaraził mnie miłością do koni: uczył jeździć w siodle, czarował opowieściami o siwych, karych, gniadych i bułanych. Rysował je, kiedy idą stępa, kłusują, galopują, cwałują, zaznaczając na obrazku każdą kosteczkę i każdy mięsień. To On zabierał mnie na wakacje pod namiot, na łódkę, do lasu. Uczył żyć w zgodzie z naturą, z ludźmi, z samą sobą. Ponad wszystko kochał wolność. I jak nikt dbał o stado.
Nigdy w życiu nie chciałam być księżniczką. Zdecydowanie bardziej kręciło mnie bycie kowbojką. Kowbojką, a nie kowbojem - żeby sprawa była jasna. Dlatego umieram z ciekawości: co też wymyśliła Ewa Kaczmarek w swoim Antywesternie. Premiera 25 czerwca na Scenie Roboczej. Mam nadzieję, że Tata też wpadnie choć na chwilę ze swojej bezkresnej prerii.
Ewa Obrębowska-Piasecka
- "Antywestern" Laury Leish
- scen. i reż. Ewa Kaczmarek
- premiera: 25 i 26.06, g. 19
- Scena Robocza