Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Siła książek i przyjaźni

- Czytaliśmy m.in. Rok 1984 Orwella i Małego Księcia. Jak widać, bardzo różne pozycje i to właśnie świetnie się sprawdza podczas rozmów - mówi Ryszard Kupidura* z Zamkowego Klubu Książki Ukraińskiej.

. - grafika artykułu
Ryszard Kupidura, fot. Grzegorz Dembiński

Kiedy wpadł Pan na pomysł tych spotkań, czyli Zamkowego Klubu Książki Ukraińskiej? Czy sprawdziły się Pana założenia i oczekiwania?

Mam nadzieję, że udało nam się odczytać potrzeby mieszkających w Poznaniu Ukraińców. Tych, którzy tu pracują już jakiś czas, i tych, których do nas przywiódł niespokojny czas. Nasze spotkania rozpoczęliśmy jesienią 2019 roku, a więc jeszcze w szczęśliwym, przedpandemicznym okresie. Zbieramy się co dwa miesiące, żeby podyskutować o konkretnej pozycji, którą wybieramy na tyle wcześnie, aby każdy zdążył ją przeczytać przed spotkaniem. Omawiamy zazwyczaj współczesną literaturę ukraińską, ale sięgamy również do przetłumaczonej na język ukraiński literatury powszechnej.

Zanim poproszę o szczegóły, chciałabym, żeby przedstawił Pan uczestników dyskusji.

Ania skończyła studia w Poznaniu, mieszka tu i pracuje. Jest Ukrainką urodzoną w Polsce - jej rodzice w ramach akcji Wisła zostali przesiedleni na Pomorze. Olha studiowała u nas anglistykę, odbyła studia doktoranckie i już może poszczycić się tytułem doktora. Hałyna jest lwowianką, pracuje w Poznaniu jako opiekunka,  Andrij jest z Połtawy,  a Marharyta przyjechała do nas z Charkowa już podczas toczącej się wojny.

Marharyta przed chwilą czytała jakieś wiersze ze starej książki...

Opuszczając zaatakowany przez Rosjan Charków, zapakowała najbardziej potrzebne i cenne rzeczy. Wśród nich znalazły się bajki Pawła Biłeckiego-Nosenki wydane w Kijowie w 1871 roku: żeby nie przepadły, nie zostały zniszczone jak wiele zabytków, domów, miast... Już choćby ten fakt niech świadczy, jak Ukraińcy cenią swoją kulturę i historię...

A wracając do spotkań: jakie książki były omawiane dotychczas? Które wzbudziły najżywsze dyskusje?

Chyba Felix Austria Sofii Andruchowycz. Pewnie dlatego, że w ogóle jest to znakomita literatura popularnej również w Polsce pisarki, córki Jurija Andruchowycza nazywanego niekiedy patriarchą współczesnej ukraińskiej literatury. Czytaliśmy też m.in. Rok 1984 Orwella i Małego Księcia. Jak widać, bardzo różne pozycje i to właśnie świetnie się sprawdza podczas rozmów.

Co zdecydowało o Pana zainteresowaniach Ukrainą? Związki rodzinne?

Przeciwnie. Pochodzę z rodziny mieszkającej w Poznaniu i Wielkopolsce od dawna i jakkolwiek ważne jest dla mnie lokalne środowisko, to postanowiłem wyjść spoza tego dobrze znanego kręgu. Zaciekawiła mnie przede wszystkim Ukraina. Nie tyle ta opisywana w kanonicznych utworach polskiej literatury, ile ta współczesna, która mimo sporych trudności i barier stawia na swoją niepodległość, nowoczesność, demokrację i deklaruje prozachodnie ambicje. Wszyscy jesteśmy świadkami wielkiej przemiany, jaka tam zachodzi, przełomowych wydarzeń, determinacji Ukraińców, by obronić własną niepodległość. Podziwiamy ich wolę walki, bohaterską obronę kraju i suwerenności, którą zaciekle usiłuje im odebrać Rosja... Ja zacząłem studia na ukrainistyce dziesięć lat temu, a studia ukrainistyczne na UAM powstały w 1991 roku, zaraz po tym, jak narodziła się niepodległa Ukraina. Obecnie legitymują się prawie największą w Polsce liczbą studentów i nie wątpię, że ta liczba będzie jeszcze wzrastać. Cenię sobie zajęcia na uczelni, kontakty ze studentami - zarówno polskimi, jak i tymi ze wschodu, a także pracę tłumacza. Bardzo zależy mi na popularyzowaniu literatury ukraińskiej.

Po jakie pozycje w Pana przekładzie możemy już dzisiaj sięgnąć?

Na razie są to dwa utwory Bohdana Kołomijczuka, zresztą mojego przyjaciela - Hotel Wielkie Prusy i Ekspress do Galicji. To pozycje dla miłośników kryminałów retro (rozmowę z Bohdanem Kołomijczukiem opublikowaliśmy w IKS-ie 02/2021 - przyp. red.). Mam jeszcze w dorobku Lodową karuzelę Ołeha Polakowa - to z kolei próbka ukraińskiego realizmu magicznego. Poznawanie się przez literaturę, a w ogóle kulturę, to najlepszy sposób na zbliżenie między naszymi narodami, które zresztą w ostatnich latach bardzo przyspieszyło. Z Ukraińcami spotykamy się przecież od wielu lat na co dzień, nawiązują się znajomości i serdeczne przyjaźnie, gdzieś daleko uciekają zadawnione animozje. Pamiętam, jak na organizowanej przez nas wymianie seniorów obawialiśmy się, że dojdzie do rozdrapywania ran. Jednak do niczego takiego nie doszło, bo ludzie, którzy uczestniczyli w wymianie, szybko znaleźli ze sobą wspólny język, brali udział w przeróżnych warsztatach i imprezach i najzwyczajniej w świecie nie znaleźli czasu na waśnie.  

Od wielu lat poznajemy się też dzięki Ukraińskiej Wiośnie. Na stałe wpisała się do naszego kulturalnego kalendarza.

To dobrze, że festiwal znalazł w nim swoje miejsce. Zaczynaliśmy w 2008 roku, a więc jeszcze przed masowym napływem Ukraińców do Polski. Liczyliśmy więc przede wszystkim na rodzimych odbiorców sztuki, a ci nie zawiedli. Jako organizatorzy spotykamy się także z otwartością i wsparciem ze strony lokalnych władz. Bez tego nawet najlepsze, najambitniejsze programy nie doczekałyby się realizacji. Tak się ostatnio składa, że na Wiosnę od kilku lat zapraszamy jesienią... W tym roku także na kolejną dawkę ukraińskiej kultury przyjdzie nam poczekać do października.

Czekamy więc z jeszcze większą niecierpliwością niż dotychczas. Z nadzieją, że w Ukrainie już niedługo zapanuje wywalczony i wymarzony pokój.

Rozmawiała Grażyna Wrońska

*Ryszard Kupidura - wschodoznawca, ukrainista, tłumacz, adiunkt w Zakładzie Ukrainistyki Instytutu Filologii Rosyjskiej i Ukraińskiej na Wydziale Neofilologii UAM. Animator polsko-ukraińskiej współpracy kulturalnej. Wiceprezes Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego "Polska - Ukraina". W 2012 r. obronił pracę doktorską poświęconą twórczości Mychajła Kociubynskiego i Wołodymyra Wynnyczenki.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022