Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Opera z dna kufla

Jeśli jesteście fanami kosmosu, historii, Czech, piwa...  i opery, ta propozycja jest dla Was. Budzi rozbawienie? Powinna! Bo absurdalna komedia Wyprawy Pana Broučka ma wywoływać uśmiech. O najnowszej produkcji - polskiej premierze opery Leoša Janáčka w Teatrze Wielkim w Poznaniu opowiada jej reżyser, David Pountney.

Mężczyzna ma na sobie strój kosmonauty, jego twarz wyraża dezorientację. Jest podświetlona na chłodny, niebieski kolor. - grafika artykułu
fot. Marc Brenner, dzięki uprzejmości Grange Park Opera, Surrey

Pierwszy raz zrealizował Pan Wyprawy Pana Broučka w 1990 roku. Co sprawiło, że postanowił pan wrócić do tego utworu?

Przede wszystkim to niesamowite źródło niekończących się inspiracji i pomysłów na nowe wersje reżyserii. Poza tym jestem na takim etapie mojego życia, gdy dość często wracam do spektakli, które robiłem wcześniej. To druga runda! Opera Janáčka nieustannie mnie fascynuje. To genialny, chaotyczny, zabawny, zdezorganizowany utwór, który ma ogromne pokłady fantazji, humoru oraz dziwacznych pomysłów. Jego ponowne wykonanie jest wciąż intrygującym wyzwaniem. Jest jeszcze jeden powód - po prostu zostałem do tej realizacji zaproszony (śmiech).

Spektakl wyprodukowała angielska Grange Park Opera, Surrey. Teraz polska prapremiera. Z Poznania zabierze nas Pan na Księżyc oraz do piętnastowiecznych Czech, w czasy wojen husyckich.

Tak, ale podstawowym punktem odniesienia jest współczesność. Janáček powiedział ponoć, że "każdy z nas musi walczyć ze swoim wewnętrznym Broučkiem".

Czy to postać, którą da się lubić?

Nie powinniśmy go lubić, ale jednak to robimy. Wyprawy Pana Broučka to dość skomplikowana opera, ponieważ jest  podwójną satyrą. Brouček jest przedstawiony jako szowinistyczny, burżuazyjny, materialistyczny filister, który je kiełbasę i dużo pije. Mówi o szczypaniu dziewcząt w pupę i... najogólniej rzecz ujmując, jest postacią absolutnie niepoprawną politycznie. To jeden z powodów, który budzi współczucie. W pewnym momencie tej opowieści leci na Księżyc i spotyka na nim Lunarian - grupę artystów i intelektualistów. Oni nie jedzą, nie piją, za to zajmują się sztuką. Gdy Brouček poznaje ich teorie, stwierdza, że to największy stek bzdur, jakie kiedykolwiek słyszał... I ma rację. Oni mają go za najgorszy rodzaj materialistycznego, gnuśnego filistra - i też mają rację. Potem, gdy nasz bohater ląduje w husyckim obozie i spotyka religijnych fanatyków, walczących i toczących spór o to, czy hostia po konsekracji zmienia się w prawdziwe Ciało Chrystusa, stwierdza, że są szaleni, i ma rację. Oni z kolei uważają go za tchórza, który nie ma żadnych ideałów, myśli tylko o sobie i swoim następnym posiłku. I mają rację. W ten prześmiewczy sposób Janáček pokazuje, że wszyscy mają rację i wszyscy się mylą.

To wzbudza śmiech czy rozpacz?

Myślę, że przede wszystkim śmiejemy się z absurdu sytuacji. W połowie drugiej części nagle, znikąd, pojawia się postać Svatopluka Čecha, autora opowiadań, na które składa się libretto Wypraw Pana Broučka. Čech śpiewa wielką, heroiczną arię o tym, jak bardzo żałuje czasu, który poświęcił na napisanie tej niepoważnej komedii. W pewien sposób sam utwór satyryzuje siebie.

Premierowo Wyprawy Pana Broučka zostały pokazane w 1920 roku, w oryginale nasz bohater żyje pod koniec XIX wieku. Czy w Pana inscenizacji obecna jest współczesność?

Poznajemy śmieszne, pretensjonalne dzieła sztuki, które twierdzą, że są czymś, czym nie są. To bardzo współczesne rzeczy. Również w dzisiejszym świecie sztuki jest mnóstwo bzdur. Tworząc swoją operę, Janáček myślał o ludziach czasu, na przykład twórcach secesji. U nas pojawia się człowiek, który wylewa sobie na głowę wiadro farby, oświadczając, że to wielka sztuka. Są ci, którzy pracują na swoich syntezatorach. Jest też patron sztuki - sponsor. Oczywiście nie wymieniam nazwisk, ale myślę, że te nurty są czytelne. Jak mówiłem, spotykamy także religijnych fanatyków, pędzących, by się nawzajem pozabijać. Tego też nie brakuje we współczesnym świecie. Nie jest więc trudno znaleźć w tym utworze podobieństwa z XXI wiekiem. A do tego muzyka Janáčka wciąż brzmi nowocześnie.

Co w niej takiego?

Janáček jest gigantem, niezwykle kreatywną postacią. To najważniejszy kompozytor operowy XX wieku. Jego muzyka jest nadal oryginalna, niepodobna do żadnej innej. Ten utwór jest błyskotliwy, a jednocześnie panuje w nim wspaniały bałagan. To nie Puccini, który komponował tak, jakby przekręcał wszystkie wajchy dokładnie we właściwych momentach, by skłonić publiczność do emocjonalnych reakcji. Janáček taki nie jest. Jest trochę krnąbrny, szalony i niezorganizowany. Pracował nad Wyprawami Pana Broučka z siedmioma librecistami. Jego twórczość jest bardzo wyraźnie podzielona między względnie konwencjonalnymi strukturami dramatycznymi. Jenůfa, jego pierwsza opera, Katia Kabanowa czy Sprawa Makropulos oparta na prozie Karela Čapka to trzy konwencjonalne utwory teatralne, z historiami mającymi początek, środek i koniec. Wyprawy Pana Broučka to dzika fantazja. Przeznaczenie, o czym niewiele osób wie, też jest rodzajem filmowej podróży. Lisiczka Chytruska, najgenialniejsze dzieło dramaturgii XX wieku, jest kreskówką przetłumaczoną na operę, to bardzo oryginalny utwór. Z martwego domu to rodzaj kolażu opartego na Dostojewskim. Pomiędzy kolejnymi eksperymentami Janáček zawsze wracał do tradycyjnych form. W jakiś instynktowny sposób organizował swój rozwój artystyczny. Cofał się i posuwał naprzód.

À propos kreskówki. Co zobaczymy na scenie?

Nie posługuję się żadną konwencją. Całość jest bardzo żywa, ponieważ musi zawierać wszelkiego rodzaju dzikie pomysły i przerysowane postacie.

A co z kiełbasą i piwem?

Piwo i kiełbasa to nie tylko podstawowa dieta Broučka, ale w ogóle kojarzą się z Czechami. Będzie koń zrobiony z puszki po piwie. Nawet te przejaskrawione, rozdęte średniowieczne postaci będą przewożone na skrzynkach po piwie. Wierzcie lub nie, ale całkiem spory fragment drugiej części Pan Brouček siedzi na toalecie. A to wszystko kojarzy się z pubami, prawda? Bo cała ta historia toczy się przecież w jego wyobraźni, a on widzi ją w swojej pustej szklance po piwie. A te przerysowane postaci, które spotyka na swej fantastycznej drodze, to ludzie, których spotyka każdego wieczoru właśnie w pubie.

Co zatem zachęca do udziału w Wyprawach Pana Broučka?

Genialny język muzyczny i dzieło, które nie przypomina żadnej innej opery. Myślę, że to może być zaskakująca propozycja dla widzów. Jeśli mają otwarte głowy, powinni spędzić naprawdę przyjemny wieczór. I co najważniejsze, Wyprawy Pana Broučka to czułe spojrzenie na szaleństwa ludzkiej natury.

Rozmawiała Agnieszka Nawrocka

  • Wyprawy Pana Broučka
  • reż. David Pountney
  • premiera: 15.03, g. 19
  • Teatr Wielki
  • bilety: 50-80 zł

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024