Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Jesteśmy im ogromnie wdzięczni

Z o. Romanem Bieleckim OP, redaktorem naczelnym miesięcznika "W drodze", obchodzącego 40-lecie istnienia rozmawia Grażyna Wrońska.

. - grafika artykułu
Trzy pokolenia redaktorów miesięcznika, od lewej: o. Paweł Kozacki OP, o. Roman Bielecki OP i o. Marcin Babraj OP, założyciel pisma, odbierają z rąk prezydenta Ryszarda Grobelnego Złotą Pieczęć Miasta Poznania, fot. archiwum miesięcznika "W drodze"

Środek lata, a w redakcji praca na wysokich obrotach, ani chwili oddechu w te gorące dni...

Śpieszymy się chyba jeszcze bardziej niż zwykle, bo chcemy wyjechać na wakacje, a trzeba przecież przygotować wrześniowy numer. Sierpniowy oczywiście już za nami.

Jaki temat tym razem wzięliście na warsztat?

Udało nam się, z czego jesteśmy bardzo zadowoleni, dotrzeć do żyjących jeszcze powstańców warszawskich i poprosić, żeby opowiedzieli, jak żyło się na co dzień w walczącym mieście. Nie o dowódcach, rozkazach, przyczółkach, ale o codziennych trudach i radościach, kiedy udało się np. zdobyć coś do jedzenia czy otrzymać list od rodziny. Rozmawialiśmy ponadto z Janem Ołdakowskim z Muzeum Powstania Warszawskiego. Chcemy też opowiedzieć o tajemnicach Watykanu.

To brzmi jak zapowiedź niezwykłych odkryć...

Ale - co może rozczarować niektórych, nie sądzę jednak, by naszych stałych czytelników - będzie to opis funkcjonowania państwa watykańskiego, co ciekawi chyba wszystkich, nie tylko katolików. Tym jednak podpowiemy - chyba to dobre słowo - jak się ubrać do kościoła, bo w Anglii, Hiszpanii i Francji można zauważyć powrót woalek, tak charakterystycznych dla włoskich zwyczajów. Czy to okresowa moda, czy powrót do tradycji, o tym także w numerze sierpniowym miesięcznika.

Lekturę W drodze zaczynam zwykle od końca, od rubryki "Dominikanie na niedzielę", żeby dowiedzieć się, w jaki sposób przybliżają czytania i Ewangelię.

To wszystko zgodnie z naszą misją: "Głoście wszystkim, wszędzie i na wszelkie możliwe sposoby". Staramy się jak najlepiej realizować to, co od samego początku zapisane jest w podtytule naszego pisma: "miesięcznik poświęcony życiu chrześcijańskiemu". Jesteśmy otwarci na wszystkie jego przejawy i problemy. Nie tylko związane z wiarą. Na codzienność, na trudne kwestie, wokół których w prasie, na uczelniach, w parafiach toczą się gorące dyskusje. O in vitro, uwielbieniu dla ciała, rolach w małżeństwie, pojęciu szczęścia, wychowywaniu dzieci, ale też o postawach duchownych, sytuacji sióstr zakonnych etc. Nie chcemy żadnych tematów przemilczać, ale i nie traktować "z wysoka" jako ci, którzy znają wszystkie odpowiedzi na religijne dylematy. Staramy się pokazywać różne strony zagadnień, co niejeden raz ściągało na nas, i nadal ściąga, głosy krytyki. W gruncie rzeczy cieszę się, kiedy to, o czym piszemy, prowokuje do myślenia. Dziś nie wystarczy powiedzieć, że jest tak i koniec. Uważamy za swój obowiązek z różnych stron naświetlać problemy współczesnego świata. Dla niektórych, bywa i współbraci, nasze stanowisko jest nieraz zbyt śmiałe, wręcz obrazoburcze, ale - co chciałbym mocno podkreślić - zawsze stoimy na gruncie zasad naszej wiary. Zdecydowanie stronimy od polityki. Życie chrześcijańskie jest wystarczająco ciekawe, żeby zajmować się nim miesiąc w miesiąc. Jego zderzenie z coraz bardziej skomplikowaną współczesnością jest dla nas nieustającym wyzwaniem.

Redakcja dzięki licznym autorom, nie tylko przecież z kręgu duchowieństwa, potrafi utrzymać dobry poziom i temperaturę dyskusji.

Mam ogromną satysfakcję, że oprócz znanych nazwisk drukujemy artykuły i wywiady młodych zdolnych, np. Anny Sosnowskiej, Magdaleny Wojtaś...

Czy Piotra Świątkowskiego, który ostatnio wnikliwie przyjrzał się katolickiej blogosferze. Ale przecież nawet najlepsze teksty wymagają niezbyt wdzięcznej, ale przecież koniecznej obróbki redakcyjnej.

Tu pierwszoplanową postacią jest Katarzyna Kolska, moja zastępczyni, również autorka wielu rozmów i reportaży.

A teraz już czas najwyższy na jubileuszowe przypomnienia.

Pierwszy numer W drodze ukazał się we wrześniu 1973 roku i w ten sposób spełniło się marzenie ojca Marcina Babraja. Ale to, że otrzymaliśmy zgodę na wydawanie pisma, było niemałym zaskoczeniem. Wiadomo, jaka wówczas była w kraju sytuacja. Owszem, wskazywaliśmy w naszym podaniu, że Warszawa ma Więź, Kraków Znak, a Wielkopolska i cały zachód, owe przywoływane przez władze tak często Ziemie Odzyskane, pozbawione są tego typu prasy, ale spełnienie naszej prośby poczytywaliśmy niemal za cud. Władza miała jednak w tym konkretny cel: mianowicie nadzieję, że liberalni dominikanie - za takich zawsze uchodziliśmy - doprowadzą do różnych napięć w Kościele. Chciała po prostu nas rozgrywać, jak w wielu innych sprawach, ale i tym razem jej się nie udało. Na początku trzon redakcji - oprócz wspomnianego ojca Babraja, naczelnego - stanowili o. Jan Andrzej Kłoczowski, o. Jacek Salij, o. Konrad Hejmo. A jacy autorzy pojawiali się na łamach! Ks. prof. Janusz Pasierb, Andrzej Kijowski, Stanisław Barańczak, Anna Kamieńska, Iłłakowiczówna, Herling-Grudziński i wiele innych znakomitości. Pisali i wciąż piszą u nas o. Jan Góra, Roman Bąk, Jan Grzegorczyk... Lista jest długa. W 1995 roku stery pisma przejął o. Paweł Kozacki, dziś prowincjał dominikanów, a od 2010 ja jestem naczelnym.

Poprzednio miesięcznikiem też kierował młody człowiek...

W redakcji w tej chwili przeważają moi rówieśnicy - trzydziestoparolatkowie. Ale pismo adresujemy do ludzi w różnym wieku, choć wiemy, że przeważają czytelnicy do lat pięćdziesięciu. Nakład waha się. Kiedyś mieliśmy i dziesięć tysięcy i wszystko znikało. Po transformacji i wysypie pism nastąpił drastyczny spadek, ale teraz znów jesteśmy na fali. Średnio w ostatnich czterech latach jest to sześć i pół tysiąca egzemplarzy plus tysiąc wydań elektronicznych. Zna­leźliśmy się wśród pionierów wydania w największym sklepie internetowym Amazon.com, można nas znaleźć w różnych księgarniach, empikach, a ponadto jeździmy po całej Polsce i co miesiąc promujemy pismo w dominikańskich kościołach. Jest to za każdym razem okazja do spotkania z czytelnikami. Staramy się spełniać ich życzenia, podejmując konkretne tematy czy dyskusje. Najważniejsze jednak, że mamy wielu, wielu przyjaciół, którzy są z nami już tyle lat, podtrzymują na duchu, dzielą się spostrzeżeniami, radościami, podpowiadają ważne i mniej ważne sprawy warte podjęcia, no i także wspomagają materialnie. Jesteśmy im ogromnie wdzięczni.

Rozmawiała Grażyna Wrońska