Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Archiwum zapomnianych rzeczy

O tym czym są "Dzieci Jarocina Śpiewają Retrojutro", opowiada reżyserka Weronika Szczawińska. Ostatnie wydarzenie w ramach tegorocznej odsłony programu "Wielkopolska: Rewolucje" odbędzie się 11 grudnia w CK Zamek.

. - grafika artykułu
Fot. Katarzyna Chmura-Cegiełkowska

Monika Nawrocka-Leśnik: Słynie pani z tego, że upomina się w swojej twórczości o prawdę i rzeczy zaniedbywane...

Weronika Szczawińska: Słowo prawda jest wieloznaczne i często nadużywane. Chyba nie postawiłabym sprawy w ten sposób. Lepiej czuję się w przestrzeni fikcji, dzięki której, paradoksalnie, łatwiej dotrzeć do rzeczywistości. Na pewno natomiast upominam się o rzeczy zapomniane i zaniedbane, pomijane przez oficjalną historię. Rzeczy, osoby, zdarzenia, które uważane są za mniej atrakcyjne bądź też nie pasujące do takiego aspiracyjnego snu, w którym Polacy lubią się przeglądać.

A co to jest w przypadku spektaklu "Dzieci Jarocina śpiewają Retrojutro"?

To działa na trzech poziomach. Przede wszystkim jest to zespół Retrojutro, o którym nikt nie pamięta. To zespół, który nie poradził sobie za bardzo w Jarocinie i nie przyczynił się do stworzenia jego legendy. Po drugie -  to również inaczej pojmowana historia jarocińskiego festiwalu: nie jako takiego, po którym zostają szlagiery i któremu można budować pomniki w formie glana, tylko takiego, który być może w swoich najlepszych dniach mógł się stać spotkaniem ludzi wymieniających się doświadczeniem. No i na koniec - to historia miasta zapisana w piosenkach zespołu Retrojutro. Ich utwory opowiadają o Jarocinie w specyficzny sposób, pomijając to, co mogłoby się wydawać wersją heroiczną, promocyjną, festiwalową.

Kiedy rozmawiałam z panią Agatą Siwiak o planach tegorocznych "Rewolucji" wspomniała o spektaklu w pani reżyserii, który miałby być historią Polski opowiedzianą w kontekście festiwalu...

To spektakl, który zdecydowanie odnosi się do Jarocina. Słowa Agaty odnosiły się do naszej pierwszej, wstępnej koncepcji spektaklu. Potem projekt się rozwinął i poszedł w inną stronę. Pewnie można to w jakiś sposób przeczytać jako opowieść o Polsce, ale zdecydowany nacisk kładziony jest na Jarocin. Ten staje się tak naprawdę społeczeństwem w pigułce.

Jak wyglądała praca nad spektaklem i czym zakończyły się wizyty w Spichlerzu Polskiego Rocka?

Dla nas nie tyle istotny był Spichlerz, który jest instytucją dość problematyczną w kontekście zagadnień związanych z tematyką upamiętniania, co jego archiwum. Kwerenda w archiwum Spichlerza zakończyła się odkryciem zespołu Retrojutro. Trafiliśmy na niego razem z Krzyśkiem Kaliskim, kompozytorem. Przeglądaliśmy różne materiały i bardzo zaciekawiło nas pewne pudło z kopertami. Jak się okazało, zawierały one zgłoszenia młodych zespołów na festiwal. W kopertach znajdował się zawsze zestaw materiałów, które nadsyłał zespół: zwykle była to kaseta, jakiś list i czasami zdjęcie grupy. To dokumenty epoki. Przesłuchiwaliśmy te kasety i poziom niektórych zespołów nie był oszałamiający, ale w końcu trafiliśmy na coś, co nas całkowicie zaintrygowało - kasetę Retrojutro z okładką zrobioną domowym sposobem. Swoją drogą świetnie zaprojektowaną, przez co też stała się inspiracją dla Rafała Piekoszewskiego, grafika i wspaniałego muzyka, który przygotował nasz plakat.

Czy w trakcie pracy musieliście dotrzeć do nich bezpośrednio? Kontaktowaliście się z zespołem?

Dotarliśmy do pani Katarzyny Franickiej, matki Eryka Franickiego, czyli frontmana zespołu Retrojuto. I to ona przekazała nam bardzo cenne informacje oraz dała jedyne zachowane zdjęcia zespołu. Opowiedziała, kim byli, jak się zespół zawiązał i jak się rozpadł.

Jej syn wyemigrował na początku lat 90. do Skandynawii. Jest muzykiem i prowadzi w Norwegii zespół alternatywny. To radykalny artysta, który chciał się odciąć od przeszłości polskiej, którą uważa za nieco traumatyczną, kojarzy z porażką swojego niekomercyjnego zespołu i w związku z tym, nie chciał żeby się z nim kontaktować. Pani Katarzyna opowiedziała nam też o innych członkach zespołu: Oldze Bargielskiej i Krzysztofie Sieradzkim.

Czy jakkolwiek ingerowaliście w ich piosenki?

Tak. Część piosenek jest bardzo mocno przerobiona albo ma zupełnie inne aranżacje. I tym zajmował się Krzysztof Kaliski wraz z muzykami i Tomkiem Jankowskim, dyrygentem chóru Dzieci Jarocina. To kaseta z połowy lat 80., więc nie wszystkie utwory są dobrze słyszalne. Podobnie stało się z tekstami, które były urwane. Wtedy do akcji wkraczała dramaturżka Agnieszka Jakimiak, która je uzupełniała. To tak naprawdę mieszanka pracy zespołu Retrojutro i naszej drużyny. Co najbardziej istotne: teksty były uzupełniane na podstawie rozmów z członkami wielopokoleniowego chóru Dzieci Jarocina, który nie tylko występuje w spektaklu, ale jest też jego aktywnym współtwórcą.

W tej drużynie byli seniorzy i dzieci. Te z pewnością nie rozumiały tekstów...

Praca w przypadku tego projektu rzeczywiście wyglądała inaczej. Prowadziliśmy prace w grupach, chciałam poznać wszystkich indywidualnie. Mieliśmy szansę porozmawiać, dlaczego robimy ten projekt, i znaleźć słowa oraz tematy, które uzupełniłyby piosenki. Chciałam, żeby dzieci, młodzi ludzie i seniorzy mogli połączyć to z tym, co ich teraz obchodzi.

Najmłodsi z zespołu Dzieci Jarocina mają bardzo duże obycie sceniczne, więc wydaje mi się, że interesowała ich głównie energia występowania na scenie, rodzaj buntowniczej energii, którą mają. Ale przeprowadziliśmy także kilka zajęć warsztatowych, których efekt można zobaczyć w spektaklu. Były to na przykład warsztaty plastyczne.

Czyli będzie to bardziej koncert niż spektakl?

Zdecydowanie tak. "Dzieci Jarocina śpiewają Retrojutro" ma niewiele wspólnego z tradycyjnie pojętnym spektaklem. Występuje w nim zespół Dzieci Jarocina, towarzyszący im muzycy oraz dyrygent Tomasz Jankowski, który był także moim nieocenionym asystentem podczas tej pracy.

Nikt nie przybiera żadnych ról na scenie. Oczywiście istnieje jakaś struktura dramaturgiczna, przeprowadzona dzięki piosenkom i narracji stworzonym przez Agnieszkę Jakimiak na podstawie dokumentów i rozmów, ale mimo wszystko jest to bardziej muzyczna struktura performatywna niż teatr.

A kogo chciałaby pani zaprosić na ten koncert? Do kogo go kieruje?

Projekt ten miał swoją grupę docelową, kiedy powstawał - jarocinian, ale też szczególnie samych performerów, "Dzieci Jarocina", bo miał zafundować im nową przygodę sceniczną, umożliwić ciekawe spotkanie. Projekty wymyślone przez Agatę Siwiak pracują dwutorowo - są pełnowymiarowymi artystycznie zdarzeniami, ale z drugiej strony najważniejszymi ich odbiorcami są osoby, które w wydarzeniach tych występują.

Teraz, kiedy będziemy go pokazywać w Poznaniu, chciałabym zaprosić wszystkich, którzy interesują się mniej tradycyjnie pojętym teatrem, ale też tych, których interesuje fenomen polskiej muzyki alternatywnej. Osoby, które interesuje praca na archiwum zapomnianych rzeczy.

Rozmawiała Monika Nawrocka-Leśnik

  • "Dzieci Jarocina śpiewają Retrojutro" w ramach projektu "Wielkopolska: Rewolucje"
  • 11.12, g. 19
  • reżyseria: Weronika Szczawińska
  • CK Zamek, Sala Wielka
  • wstęp wolny (wejściówki do odbioru w kasie Zamku)