Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

10 lat eksperymentu

- Nie ma słowa, które spięłoby to wszystko! - mówi Krystian Piotr, twórca, kurator i realizator świętującego 10-lecie działalności cyklu koncertowego LAS.

. - grafika artykułu
Krystian Piotr, fot. Dawid Nickel

Na jakim gruncie wyrósł LAS?

Zaczęło się od totalnie oddolnej inicjatywy mojej i Tomka Łochowicza, mojego przyjaciela, który od sześciu lat mieszka w Islandii. Na początku były publiczne domówki. Chodziło o energię wydarzeń, niekoniecznie miejsca. Później to się przerodziło w pierwszy publiczny event w miejscu lepszym niż mieszkanie. Dokładnie 10 lat temu na Jeżycach, na ul. Wawrzyniaka, w byłych Poznańskich Zakładach Graficznych, w niedziałającej już starej drukarni, w której odnalazło się dużo oddolnych inicjatyw. Mieliśmy tam ze znajomymi studio. W którymś momencie, z okazji swoich 30. urodzin, stwierdziłem, że nadszedł czas, żeby lepiej wykorzystać tę przestrzeń. Wydarzenie miało bardzo duży odzew w mieście, przyjechało mnóstwo ludzi, do czego przyczyniło się pewnie nietypowe miejsce i krążąca wokół tajemnica. Dziś wiem, że tamta impreza była najgorsza pod względem technicznym, jaką zorganizowaliśmy, bardzo dużo się od tamtej pory nauczyłem. Częścią pierwszego wydarzenia był koncert, który odbył się w zamkniętym pokoju prób, dla 30 osób. Później propozycji koncertowych dostawałem coraz więcej. Już po dwóch miesiącach przyjeżdżali artyści z Berlina. Więc co tu dużo mówić, najwyraźniej była taka potrzeba. Zresztą wydaje mi się, że ona cały czas jest, bo miejsc, które prezentują niekomercyjne podejście do muzyki, jest niewiele w całym kraju.

W efekcie powstał klub LAS na Małych Garbarach, w którym, w szczytowym momencie, wydarzenia odbywały się prawie codziennie. Skąd nazwa?

LAS wymyślił Tomek jeszcze w czasie tych domówek. Jest zawodowym grafikiem i kiedyś mi pokazał gotową naklejkę. Nazwa i logo były idealnie trafione. Pasowały do miejsca, tego, co się tam działo, klimatu, który chcieliśmy stworzyć. Na początku nie planowaliśmy takiej liczby wydarzeń. Po kilku latach działalności na Garbarach nawet próbowaliśmy je ograniczyć, bo to dość kosztowne, a przez cały ten okres działalności sami wszystko finansowaliśmy. Niektóre eventy robiliśmy po to, by zarobić pieniądze, a inne - by je wydać na coś, co wydawało mi się szczególnie interesujące.

Stworzyliście kultowe miejsce i nagle musieliście się wynieść...

Na chwilę trafiliśmy do Sceny Roboczej. To była konsekwencja działalności na Garbarach. Nie chciałem być niesłowny wobec artystów. Mieliśmy krótki, miesięczny okres wypowiedzenia, a skończyło się na trzech tygodniach. Koncerty natomiast umawia się czasem na rok do przodu. Te najważniejsze chcieliśmy gdzieś zrealizować.

Od 2018 roku jesteś w Pawilonie. I wciąż działasz. Obserwuję LAS i wiem, że zajmujesz się tu wszystkim: doborem artystów, kontaktem z nimi, organizacją, realizacją dźwięku. Ile wydarzeń zrobiłeś przez tych dziesięć lat?

Numeruję wydarzenia i teraz mamy #363. Na jedno składają się zwykle dwa występy, więc w sumie zorganizowałem około 650-700 koncertów. Nie liczę setów didżejskich, cykli, których sam nie kuratorowałem, czy festiwali. Dodam, że gościliśmy artystów i artystki z wielu oddalonych miejsc, od Nowej Zelandii po Japonię.

Czy da się zdefiniować to, co prezentuje LAS. Poza pojęciem "muzyka niezależna"? Bo to noise rock, hip-hop, elektronika, free jazz...

Nie ma słowa, które spięłoby to wszystko. Przede wszystkim dlatego, że to ja wybierałem i pewnie niektóre z tych wyborów mogą być zaskakujące. Jest to na pewno muzyka, która powstaje dzisiaj, często nowa, eksperymentalna i powstająca z oddolnej potrzeby. Nie jest komercyjna, nikt nie zapłacił za jej powstanie, nikt jej nie zamawia. To muzyka, którą ludzie tworzą, bo zwyczajnie mają taką wewnętrzną potrzebę.

Artyści i artystki zgłaszają się do Ciebie, ale Ty sam też musisz być ciągle czujny.

Dużo słucham, często uczestniczę w koncertach i festiwalach. Z tego zrodziła się cała ta działalność. Natomiast nie powiedziałbym, że znam wszystkie nowości. Nie jest tak, że wszystkie nowe płyty od razu przesłuchuję. Nie mam na to czasu. Słuchanie muzyki dzisiaj stało się trudniejsze przez jej dostępność. Pamiętam przyjemność kupowania płyty, nieważne na jakim nośniku, powroty do domu, włączanie i odkrywanie jakiegoś świata. Teraz wszystko jest po prostu na kliknięcie. To wygodniejsze, wiadomo, ale coś chyba straciliśmy w ten sposób. I właśnie uczestniczenie w koncertach to ostatni moment analogowego świata, w którym mamy kontakt z artystą i jego muzyką.

Tego potrzebuje też chyba społeczność LAS-u, bo tak można określić ludzi, którzy się wokół tych wydarzeń zgromadzili. Jaka jest Twoja publiczność?

Jest w Poznaniu grupa ludzi, która częściej chodzi na koncerty. Nie jest to zamknięta społeczność. Widuję ich na różnych wydarzeniach. LAS skupia ludzi, którzy albo są bardzo osłuchani, albo bardzo otwarci na muzykę czy sztukę ogólnie. Mało jest zupełnie przypadkowych osób, które przychodzą na koncert muzyki eksperymentalnej, myślę, że to może być dla nich dosyć trudne w odbiorze. Nie mam

też potrzeby reklamowania wydarzeń ponad miarę, bo uważam, że ludzie, którzy mogą być zainteresowani, po prostu je znajdą. Sam, gdy jestem dłużej w nowym miejscu, szukam miejsc takich jak LAS.

A z obecności których artystów jesteś najbardziej dumny jako kurator?

Niechętnie mówię o jakimkolwiek "naj". Często zupełnie nieznane projekty potrafiły być najbardziej zaskakujące. Warto też spojrzeć na działalność LAS-u z szerszej perspektywy, wtedy zauważymy, co się działo w muzyce przez ostatnie 10 lat.

W takim razie powiedz, z kim jeszcze będziemy świętować?

Mamy dwie premiery. Pierwsza to nowa płyta Piernikowskiego, który zagra 8 grudnia. Sam jestem ciekaw, co usłyszymy. Tego samego dnia wystąpi brytyjska artystka Elvin Brandhi. Dzień później, 9 grudnia, pojawi się nowy, trzyosobowy projekt Colina Stetsona. Zagrają z nim norweski gitarzysta Stian Westerhus i perkusista Erland Dahlen. Colin to wybitny saksofonista, który był tu z solowym projektem, widziałem go na kilku koncertach i za każdym razem jego technika robiła ogromne wrażenie. Brzmi tak, jakby na scenie był cały zespół. Tego samego dnia wystąpi grupa Statoil, którą odkryłem w tym roku na festiwalu Intonal w Malmö. Zauważyłem, że na scenie jest muzyk, którego znam z innego zespołu, który grał w Lesie kilka razy (Uraño). Statoil mnie zaskoczył, a to się dzieje coraz rzadziej. Ciekawostką jest to, że dwóch muzyków z zespołu mieszka w Kopenhadze, trzeci w Oslo i organizują się specjalnie na przyjazd tutaj, na urodziny, w sumie za zwrot kosztów podróży.

Artyści marzą, by zagrać w ramach LAS-u, a jakie są Twoje marzenia związane z tym cyklem?

Chciałbym mieć energię i optymizm z początku działalności. Łatwiej byłoby wtedy wrócić do idei miejsca, LAS mógłby funkcjonować w swoich pierwotnych założeniach i odpowiedzieć szerzej na potrzeby środowiska.

Rozmawiała Agnieszka Nawrocka

  • 10-lecie działalności LAS-u
  • 8-9.12
  • Pawilon

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023