Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Reisefieber, czyli tortem w twarz

Bilet na ten spektakl śmiało można kupić w prezencie kumplowi, który właśnie kończy 40 lat. A potem pójść razem na wódkę i porządnie oblać okrągły jubileusz. Pytanie, czy po to tylko powstał spektakl "Reisefieber, czyli podróż w nieznane" w Teatrze Polskim?

. - grafika artykułu
Fot. M. Ośko, M. Bogunia

Reżyser Piotr Ratajczak tydzień przed premierą sam osiągnął wiek inżyniera Karwowskiego. Nie mogło się zatem obyć bez "Sto lat" od ekipy i tortu w dniu premiery, którym Piotr Kaźmierczak - jeden z aktorów, grających w "Reisefieber..." - na oczach widzów przyłożył reżyserowi w twarz. Gestem tym nieopatrznie i zapewne całkiem nieświadomie dopisał spektaklowi Ratajczaka całkiem trafioną puentę. Bo mam wrażenie, że nie udało się twórcom wyjść poza konwencję urodzinowej imprezy (z tortem w tle), na której bawią się przednio i gospodarz, i goście. Choć może jednak nie wszyscy?

Antypokolenie w podróży

To miał być spektakl o czterdziestolatkach. Pokoleniowy bilans, przed którym, na symbolicznym półmetku życia, trudno uciec: Co już za mną, co jeszcze przed? Co się udało, co koncertowo schrzaniłem? Kim dziś jestem, a kim chciałbym być? "Dzisiejsi 40-latkowie to w istocie antypokolenie z podkulonym ogonem - jedno wielkie nic" - napisał kilka lat temu publicysta "Newsweeka", gdy tygodnik rozpoczynał społeczną debatą o pokoleniu urodzonych na przełomie lat 60. i 70. " (...) moje quasi-pokolenie jako pierwsze w wolnej Polsce mogło zarabiać prawdziwe pieniądze. Dzięki którym można było robić rzeczy sensowne, na przykład zwiedzać stolice państw, w których nigdy się do tej pory nie było. Dzięki którym można było kupić mieszkanie na wolnym rynku, a nie żebrać o nie w spółdzielniach. Można było się też upić wieloma markami wódek i piw, których na rynku do tej pory nie było. Ba, można było pojechać na wakacje do ciepłych krajów autokarem marki zachodniej. Kiedy człowiek oglądał świat z okna tych wysokopodłogowych potworów, wszystko wydawało się fajniejsze" - pisał jeden z uczestników dyskusji, ówczesny czterdziestolatek.

Wszystkie te obserwacje zdają się pobrzmiewać w spektaklu Ratajczaka. Niestety, utopione w gagach rodem z sitcomowych hitów - przechodzą niezauważone. A szkoda, bo kilka reżyserskich pomysłów wróżyło spektaklowi sukces.

Poldki, Dudusie pączkują

Ratajczak sięgnął po klasykę literatury młodzieżowej: "Podróż za jeden uśmiech" Adama Bahdaja, powieść przygodową, w której zaczytywało się jego pokolenie. Pozostawił z niej na scenie dwójkę głównych bohaterów: drobnego cwaniaczka Poldka i przynudzającego Dudusia oraz mityczne Międzywodzie - miasteczko nad morzem, do którego podróżują autostopem. Resztę, z dramaturgami Piotrem Rowickim i Marią Marcinkiewicz-Górną, ułożyli na nowo.

Oto Poldek i Duduś, u progu 40-tki, wpadają na pomysł, by jeszcze raz pojechać "na stopa" nad morze. Bez planu, bez mapy. Spontanicznie, przed siebie. Ich podróż szybko zamienia się w ściganie wspomnień i świata, którego dawno już nie ma.

Poldków i Dudusiów mamy na scenie prawdziwy tłum. Trzy obsady, trzy różne aktorskie pary. Błyskotliwy zabieg ze zmultiplikowaniem głównych bohaterów nie do końca jednak sprawdza się "w praniu", bo nie wszyscy - zdaje się - dobrze czują się w rolach. Słabo radzą sobie zwłaszcza odtwórcy Dudusiów (Michał Kaleta, Piotr Kaźmierczak i Andrzej Szubski), próbujący grać trochę "wiecznych chłopców", w przykrótkich portkach. Paradoksalnie reprezentują tych czterdziestolatków, którym się w życiu udało: mieszkanie w apartamentowcu na strzeżonym osiedlu, dobrze płatna praca w korporacji, odzież z oddychającej bawełny i liofilizowane posiłki w plecaku, z którym śmiało mogliby się wybrać na trekking w Himalaje, a nie podróż autostopem do Międzywodzia.

Poldki (Jakub Papuga, Przemysław Chojęta i Wiesław Zanowicz), mimo licznych życiowych porażek, z nieodłączną plastikową reklamówką z żabki w dłoni i przygryzaną bułą z okładem, są zdecydowanie barwniejsi. Choć może trochę zbyt Kiepscy czy Miauczyńscy...

Wódki smak

Poldka od Dudusia różni wszystko - nie mają wspólnego mianownika, wspólnych ideałów. Każdy odbywa swoją własną podróż, dźwigając w nieprzemakalnym plecaku i wytartej reklamówce swój własny, 40-letni bagaż. Co stanie się, gdy na horyzoncie wreszcie pojawi się morze? Nic. Nie będzie w Międzywodziu tak, jak było tu 40 lat temu, bo być nie może. Nie będą Duduś i Poldek tymi chłopakami sprzed 40 lat, bo być nie mogą. I dawno już nie są. Pozostanie pójść z chłopakami na wódkę, zanucić przy niej za Marcinem Świetlickim "Nigdy nie będzie takiego lata..." i zacząć kolekcjonować wspomnienia na kolejne 40 lat.

Sylwia Klimek

  • "Reisefieber, czyli podróż w nieznane" Piotra Rowickiego
  • reżyseria i opracowanie muzyczne: Piotr Ratajczak
  • prapremiera: 13.02, g. 19
  • Teatr Polski - Duża Scena