Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Kompresja ciszy

Stare Dobre Małżeństwo to grupa, której nazwa z każdym rokiem nabiera coraz szerszego znaczenia. W tej chwili jest tak samo "stara" jak dobra, bo tworzący ją muzycy dojrzewają jak wino, które wciąż zaskakuje nowymi smakami i odcieniami.

. - grafika artykułu
SDM 4 marca w Auli UAM. Fot. materiały organizatora

Ponad dwie godziny magicznej wrażliwości płynącej ze sceny, cztery bisy i dwie owacje na stojąco. Nie mogło być inaczej. Stare Dobre Małżeństwo ma to do siebie, że gdziekolwiek się pojawia - czy to w dostojnej Auli UAM czy w niczym nie wyróżniającej się salce gminnego domu kultury - zawsze gra tak, jak gdyby miał to być ich ostatni występ. Trudno nie docenić tej niesamowitej energii i zaangażowania, podobnie jak trudno wyrzucić z głowy usłyszane na tych niezwykłych spotkaniach słowa - Stachury, Ziemianina, Barana, Leśmiana. Kto ich nie nucił po wyjściu z środowego koncertu? Nie widzę zgłoszeń.

"Wołałbym żyć w mniej ciekawych czasach"

Poznański koncert legendarnego SDM-u rozpoczął się piosenką "Wolałbym", pochodzącą z najnowszego longplaya "Mówi mądrość", który jest już 23 płytą wydaną pod wspólnym szyldem. To głównie dzięki niemu wieczór zawierał w sobie powiew świeżości sygnowany słowami poetów Bogdana Loebla i Jana Rybowicza oraz muzyką skomponowaną przez Krzysztofa Myszkowskiego. Z tej półki wybrzmiały m.in. "W zawieszeniu" i tytułowa "Mówi mądrość" (o drugim tytule "I tylko Ty sam").

Po raz kolejny okazało się, że grający na gitarze i harmonijce ustnej lider i niezastąpiony wokalista zespołu, Krzysztof Myszkowski - mimo pozostawania żywym symbolem tego co w poezji śpiewanej najlepsze i najważniejsze - nadal nosi w sobie skromność, o którą nawet nie ociera się większość polskich artystów. Podobnie Bolesław Pietraszkiewicz (najmłodszy, grający na gitarach członek zespołu) i Roman Ziobro (kontrabas i gitara basowa). A przecież wiarygodne interpretacje tego pierwszego, porywające solówki gitarowe drugiego i magnetyczny spokój trzeciego to niezaprzeczalnie nasz skarb narodowy. I łatwa pokusa do poczucia pychy i pustej sławy, czyli dokładnie tego, czego SDM jest zaprzeczeniem. O tym mówi "Kompresja ciszy" - jedyny zaprezentowany tego wieczoru utwór z jednocześnie słowami i muzyką Krzysztofa Myszkowskiego (który tuż przed jego wykonaniem przyznał, że jest "tyleż samo zawstydzony, co podekscytowany").

"A przecież mogłaś być przed moją erą"

Mimo cudownych, nie znanych jeszcze na pamięć nowości, podobnie jak większość osób na sali, nie wyobrażałam sobie tego wieczoru bez sentymentalnej podróży w przeszłość. Myślę, że ze swoim dylematem odnośnie wytypowania jednej, ukochanej piosenki nie jestem odosobniona. Czy będzie to legendarny "List do Ogrodowej", "Bejdak", "Erotyk z jaskółkami" albo "Zbieg okoliczności łagodzących" czy może dużo bardziej energetyczne "Pod kątem ostrym" i "Biała lokomotywa", które nawet odśpiewane tysiąc razy wciąż nie nużą i kołaczą gdzieś z tyłu głowy? Trudno powiedzieć. Podobnie jak trudno wyobrazić sobie, że SDM-u mogłoby nie być, choć historia zespołu nie zawsze układała się jednoznacznie i kolorowo.

"Jak winny i nie winny sumienia wyrzut"

Nie zawiedli. "Czarny blues o czwartej nad ranem", "Gloria", "Jak (cudne manowce)", "Bieszczadzkie anioły", "Z nim będziesz szczęśliwsza", "Nie rozdziobią nas kruki", "Blues dla Małej"... Mówiąc pół żartem, pół serio, na co dzień uważam się za osobę, której emocjonalność pozostaje w dopuszczalnej normie. Mimo to, za każdym razem kiedy publiczność razem z zespołem odśpiewuje słowa piosenek zwrotka po zwrotce, czuję lekki ucisk w gardle. Tak było i tym razem.

"Lato, jesień, zima, wiosna", zupełnie jak u Stachury. Czas płynie niepostrzeżenie, a większość z nas i tak najlepiej pamięta SDM z czasów studenckich wyjazdów w góry czy gitarowego szarpania strun na licealnych prywatkach. Okazuje się, że delikatność, liryczność i spokrewnione z nimi sentymenty do nieprzeniknionej głębi ich muzyki i poszanowania słowa są ponadczasowe i wciąż poruszają w słuchaczach najczulsze struny. Najlepszym tego dowodem jest to, że słucha ich już trzecie, a nawet czwarte pokolenie tych, którzy od SDM-u zaczynali swoją przygodę z poezją śpiewaną i muzyką "krainy łagodności". Tak różnorodną wiekowo publicznością nie każdy może się pochwalić. Tym bardziej stanowi ona dowód na to, że SDM to nie tylko muzyczny zespół. To muzyczne zjawisko.

P.S. Mało kto wie, że założyciele Starego Dobrego Małżeństwa, Krzysztof Myszkowski i Andrzej Sidorowicz, swój pierwszy koncert zagrali w grudniu 1983 r., jeszcze jako studenci Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Tym bardziej środowy wieczór nabiera dodatkowego, symbolicznego wymiaru.

Anna Solak

  • Koncert Starego Dobrego Małżeństwa
  • Aula UAM, ul. Wieniawskiego 1
  • 4.03, g. 19