Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Orkiestra techno gra

W przypadku grupy Meute naprawdę jest o czym mówić. Bo skoro język muzyki techno tak łatwo potrafi przełożyć na język orkiestry, to już na starcie ma dożywotni szacun. Co jednak najważniejsze, ta jedenastoosobowa załoga muzyków z Hamburga robi to bez grama kiczu, z jakim zwykle mogą się nam kojarzyć tego typu projekty. Ich muzyka to świetna rozrywka, nawet (a może przede wszystkim) dla tych, którym nigdy nie było po drodze z marszowymi beatami - ani tymi elektronicznymi, ani tymi spod werbla. Tama zaprasza na koncert, jakiego w niej jeszcze nie było.

. - grafika artykułu
Meute, fot. materiały prasowe

Choć pochodzą z Niemiec, od początku ponosiła ich ułańska fantazja. Meute, czyli Sebastian Borkowski, Adrian Hanack, Philip Morton Andernach, Thomas Burhorn, Hans-Christian Stephan, Johnny Johnson, Philipp Westermann, André Wittmann, Markus "Onkel" Lingner, Timon Fenner i Marco Möller, to chyba jedyna orkiestra marszowa w historii, która za repertuar obrała sobie największe przeboje techno, house i deep house. Cel? Stworzyć prawdziwie nowy gatunek, hipnotyzujące, transowe techno łącząc z ekspresyjną muzyką orkiestr dętych, tym samym odrywając muzykę elektroniczną od decków DJ-a. Efekt? Nie dość, że zaskakujący, to bardzo spójny i na tyle wysmakowany, by o Meute nie myśleć jedynie w kategorii cover bandu.

Powstali w 2005 roku, już w kolejnym roku mając na koncie pierwszy duży sukces za sprawą teledysku do debiutanckiej przeróbki utworu Rej autorstwa berlińskiego duetu didżejskiego Âme, która w całej Europie stała się viralowym hitem, po tygodniu od premiery na YouTube mając już pół miliona wyświetleń. Po tak obiecującej rozgrzewce przyszedł czas na pełnoprawny debiut - wydany w połowie 2017 roku album Tumult, po którym szalona orkiestra miała już za sobą 150 koncertów, zagranych nie tylko w Niemczech, ale i Austrii, Szwajcarii, Francji czy Luksemburgu. Kolejny rok udowodnił, że Meute to zespół wprost skrojony pod wielkie sceny - po udziale na prestiżowych festiwalach ESNS i SXSW, zaczęli występować w roli headlinerów również na wielu innych, mimo że bez względu na gwiazdorski status wciąż równie blisko trzymali się ulicy.

I to dosłownie - w końcu do historii przeszły ich niezapowiadane koncerty, jakimi w 2018 roku raczyli choćby mieszkańców Berlina, przy ich okazji nagrywając klip do swojej wersji You & Me w remiksie Flume'a (pamiętacie, czy już zapomnieliście?), a który obecnie ma już na liczniku 53 miliony wyświetleń. Większość artystów robiących muzykę "własną" od tego typu projektów jak ten woli trzymać się z daleka - nawet jeśli ich nie krytykują, to spuszczają na nie protekcjonalną kurtynę milczenia. Z Meute jest inaczej, o czym można było przekonać się po reakcjach wielu cenionych DJ-ów na wydaną dwa lata temu, równie udaną płytę Puls, czy po występach chłopaków choćby z takimi szanowanymi weteranami muzyki klubowej jak Laurent Garnier czy Stephan Bodzin, kojarzonymi raczej z "poważną" muzyką elektroniczną.

"Zawsze podejrzewaliśmy, że w chemicznej reakcji pomiędzy tymi dwoma tak wysokoenergetycznymi elementami jest naprawdę duży potencjał. Ta bezpośredniość akustycznego zespołu marszowego i archaiczna prostota muzyki techno... Czuliśmy, że razem to może być ogromne. I sądząc po reakcjach, nie myliśmy się" - powiedział w wywiadzie Thomas Burhorn, trębacz i założyciel Meute. Do Tamy więc naprzód marsz!

Sebastian Gabryel

  • Meute
  • 31.05, g. 19
  • Tama
  • bilety wyprzedane

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022