Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Ciała na miasto!

Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj - tak dwa lata temu straszyła nas Mery Spolsky swoim albumem i książką. Jednak jej nowa płyta Erotik Era pokazuje, że ma się całkiem dobrze, w bezwstydny sposób ucząc nas miłości do samego siebie. Zamiast skoku z wieżowca, jest walka o siebie i z tabu, potok przekleństw i dużo, dużo seksu. Marysia napisała odę do własnego ciała, ciesząc się życiem po życiu. Niebawem wykona ją w Tamie. Bądźcie tam!

Artystka ma na sobie bardzo dużą różową szatę przewiązaną kokardą, z kapturem, trochę przypominającą kołdrę. Stoi z rozpostartymi ramionami, patrzy zdziwiona. - grafika artykułu
Mery Spolsky, fot. materiały prasowe

Jeszcze jakiś czas temu nie chciało jej się żyć, a dziś chce jej się dosłownie wszystkiego. "Mam dość, lubię złe nastroje / Ich czerń odchudza i pociesza mnie" - śpiewała w tytułowej piosence na swoim poprzednim albumie, ale teraz Marysia wkracza w nową erę. Tamten audiobook, choć warty poznania także dziś, na którym gościnnie wystąpili choćby Ewa Chodakowska, Margaret, Maria Peszek, Krzysztof Zalewski, Maciej Maleńczuk czy Ralph Kaminski, to już przeszłość. Na swoim trzecim krążku wydaje się w lepszej formie niż kiedykolwiek, choć słuchając opinii na temat Erotik Era, widać, że zdaniem wielu za bardzo poszła po bandzie. Jednak cytując klasyka: "sorry, taki mamy klimat", a przecież na porno nie powinniśmy się obrażać. Otacza nas zewsząd, oswoiliśmy je, a nawet nam się przejadło. Kto odsądza Marysię od wiary i czci, niech pierwszy rzuci kamieniem.

Zdaniem sprawczyni całego tego zamieszania, Erotik Era to "elektroniczny soundtrack do wytańczenia wstydu, tabu i presji, jakie nakłada na nas społeczeństwo". Taki, na którym nie brakuje modnych, nowoczesnych brzmień w stylu Moderat, Justice, Kraftwerk czy Daft Punk, ale i parady ważnych i bezpardonowych słów o seksualności, ciało-pozytywności, wstydzie, relacjach i oczekiwaniach wobec kobiet. Tu mocarny przekaz idzie z równie mocarnym basem, a strumień wulgaryzmów uderza w nas równie mocno, co uderzenia beatów, będących wypadkową EDM-u i popu. To płyta do tańczenia nago na kanapie, muzyka poranionych trzydziestolatków, którzy właśnie wyprowadzają swoje ciało na miasto. "Wszyscy mamy ciało i takie samo prawo do jego pokazywania. Również w social mediach, kiedy mam ochotę podzielić się jakimś bardziej roznegliżowanym zdjęciem" - powiedziała Mery rok temu w jednym z wywiadów.

Zawsze była piosenkarką charakterną, wcześniej rozpoznawalną choćby za sprawą takich przebojów jak Miło było pana poznać czy Bigotka z nominowanych do Fryderyków płyt Miło było pana poznać (2017) i Dekalog Spolsky (2019), a dziś coraz częściej określaną jako "duchowa córka Marii Peszek". Bo może muzyka i całkiem inna, ale radykalna treść ta sama - Mery posiada coraz bogatszy arsenał tekstowo-muzyczny i nie waha się go używać. I kiedy dla jednych będzie to tylko kolejny przykład niewyszukanego seks-szoku, dla innych będzie raczej muzycznym dowodem pewności i wiary w siebie. A to sztuka, której w Polsce raczej nie uczą. Dziś Marysia jest pełna nadziei. Wierzy, że znajdzie miłość - przede wszystkim do samej siebie. I wie, że może być każdym - suką, gosposią, księżniczką, idiotką. I nikomu nic do tego. Idźmy w jej ślady - w końcu żyje się raz!

Sebastian Gabryel

  • Mery Spolsky
  • 29.11, g. 19
  • Tama
  • bilety: 99 zł

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023