Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Zima, czyli prawie przedwiośnie

Różnie bywa z ekranizacjami tych powieści, które weszły do kanonu literatury. Moglibyśmy wymienić wiele udanych realizacji, ale stworzylibyśmy też całkiem długą listę tych, które do takowych na pewno nie należały. Niektóre utwory doczekały się nawet kilku różnych, realizowanych na przestrzeni lat, ekranizacji. Nic tylko czekać na kolejne propozycje kinowych interpretacji klasyków literackich. Może ktoś na nowo weźmie na tapet takie np. Przedwiośnie Stefana Żeromskiego?

Profilowy portret kobiety. Na głowie ma charakterystyczny kapelusz z lat 20. XX wieku. - grafika artykułu
Maria Gorczyńska jako Laura w jednej ze scen filmu "Przedwiośnie", 1928, fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

Póki to jednak nie nastąpi, bo być może od ostatniej ekranowej propozycji minął zbyt krótki czas, proponuję pochylić się nad tą ekranizacją dzieła Żeromskiego, która swoją premierą miała w styczniu 1929 roku. Oczywiście i krytycy udzielający się na łamach poznańskich gazet musieli dorzucić swoje trzy grosze na temat tego, co sądzą o Przedwiośniu w reżyserii Henryka Szaro. Twórcy filmowych interpretacji klasyków literackich muszą odczuwać nie lada napięcie przed premierą, liczyć się z tym, że komentatorzy będą nie tylko bacznie śledzić każdy ruch kinowych bohaterów, oceniać tempo akcji i rozwiązania wizualne, ale również rozważać, w jakim stopniu ekranizacja jest luźną wariacją na temat utworu. A dalej - czy dane podejście dało efekty zadowalające, czy też odwrotnie - powodujące, że widzom przysługiwać powinno prawo do reklamacji.

Henryk Szaro mógł odetchnąć z ulgą, czytając recenzje swojego Przedwiośnia. W "Nowym Kurierze" (nr 14/1929) "j." opiniował film następująco: "Polska produkcja filmowa nie dała dotąd obrazów na europejską miarę. Były w tym kierunku próby i wysiłki, uwieńczone jednak słabym naogół wynikiem. To też »Przedwiośnie« obraz naprawdę dobrze, na skalę europejską zrobiony, mówi nam, że polska twórczość filmowa weszła na właściwe tory, prowadzące niezawodnie do poważnej i budzącej uznanie w tym kierunku roboty"*. Największą jednak zaletą tej kinowej interpretacji było to, że nie odstawała ona poziomem i nie przeinaczała sensu literackiego pierwowzoru, stając się wizualnym - jak można rozumieć słowa recenzenta - uzupełnieniem literackiego dzieła Żeromskiego: "»Przedwiośnie«, perła tuza powieściopisarstwa polskiego, nie straciło na srebrnym ekranie nic z swego piękna. Piekło mąk Cezarego Baryki, bohaterskie walki narodu polskiego w czasie inwazji, terror bolszewicki, nędza i rozpacz jak i przebłyski radości i szczęścia bohaterów filmu w szczególności Czarusia otrzymały wymowną oprawę". Co było w tym przypadku receptą na sukces? Ano to, że reżyser Szaro i odtwórca głównej roli, Zbyszko Sawan, "włożyli w »Przedwiośnie« całą swą duszę", a "reszta obsady również się popisała". Tylko tyle i aż tyle!

Warto wspomnieć, że premiera, która w Poznaniu miała miejsce w kinie Metropolis, przyciągnęła publiczność liczną i zróżnicowaną, ponieważ nie byli to tylko złaknieni nowych, filmowych wrażeń mieszkańcy-wielbiciele X Muzy, ale też kinomani z kręgów lokalnych władz i literatów. Co więcej, na poznańską premierę przybył Sawan we własnej osobie, któremu "publiczność zgotowała entuzjastyczną owację"!

Premiera, jak wspomniałam, odbyła się w styczniu 1929 roku. Teraz cofnijmy się do roku wcześniejszego, do miesiąca bardzo wakacyjnego, letniego - do sierpnia 1928, kiedy to anonimowemu dziennikarzowi "Gońca Wielkopolskiego" (nr 190/1928) udało się przeprowadzić rozmowę z reżyserem Przedwiośnia - wówczas pracującego jeszcze w pocie czoła nad produkcją, jednak powoli promującego już film, do którego zapowiedzi spotkały się z ogromnym zainteresowaniem publiczności. Reporter w artykule zatytułowanym "Przedwiośnie" Żeromskiego na ekranie daje wyraz swojemu zachwytowi nad tym, że "coraz większy pęd ku wielkim dziełom naszej literatury daje się zauważyć wśród naszych kinematografów", choć zwraca jednocześnie uwagę na wyzwanie, którym jest opracowanie obrazu powstającego w oparciu o dzieło literackie. W czym tkwić miała największa, konieczna do przezwyciężenia trudność? W tym mianowicie, że "nietylko trzeba wypruć akcję, aby ją zmienić w fabułę obrazu, ale z której trzeba umieć wydobyć miąższ najgłębszych problematów nurtujących współczesność polską". Pora przejść do treści najważniejszej jednak, czyli tego, co o produkcji powiedział jej twórca.

Dlaczego w ogóle zdecydował się na film oparty na motywach tej konkretnej prozy? Co go w powieści Żeromskiego ujęło? "O »Przedwiośniu« marzyłem już oddawna - mówi reżyser obrazu, Henryk Szaro, młody jeszcze, energiczny człowiek, o powierzchowności zbliżonej nieco do Romana Navarro. - Jest w tem ostatniem dziele Żeromskiego tyle objawień wzrokowych, tyle najcudniejszych symfonij plastycznych, że wydaje się, jak gdyby Żeromski przeczuwał, iż jest to ostatni jego twór i chciał w nim wyczerpać do dna wszystkie doświadczenia swej wrażliwości i swego genjuszu" - tłumaczył reżyser. Zdaniem dziennikarza marzyć musiał Szaro długo, ponieważ zadał mu kolejne pytanie wyrażające zdumienie, że dopiero teraz zdecydował się on na stworzenie tej kinowej adaptacji. Odpowiedź ujawnia jednak, że były ku temu poważne powody i motywacje. Oto bowiem reżyser przyznaje, że zależało mu na poznaniu najnowocześniejszych możliwości technicznych stosowanych w kinematografii. Takich, które pozwoliłyby mu na stworzenie takiego obrazu, jaki miał w swoich założeniach. Z tego względu Szaro udał się na Zachód, by możliwości te poznać i przyswoić. Wybrał się m.in. do Berlina i Paryża, był również w Nicei. Na tym nie koniec jednak zaangażowania w proces poprzedzający powstanie dzieła.

Zapytany o to, jak poradził sobie z luką czy też przerwą w akcji powieści, nieujawnionym fragmentem, który mógł wiele w samej opowieści zmienić, Szaro odrzekł, że zaprosił do współpracy pisarza Andrzeja Struga i krytyka filmowego - Anatola Sterna. Obaj panowie przyczynili się do zrekonstruowania brakującego elementu fabuły tak, by "stanowiła zamkniętą całość i przeprowadzili w nim ideę pracy dla Polski, dla Polski »szklanych domów«". W efekcie tego film stanowić miał "przekrój psychiki naszego powojennego społeczeństwa, na którego tle ukazał genjalny Żeromski postać człowieka na rozdrożu, jednego z tysiąca młodych, stanowiących o jutrze Polski". Tych, którzy czytając tę wypowiedź, mogli zacząć się obawiać, że pominięty zostanie w ekranizacji wątek miłosny, uspokoiła najpewniej część rozmowy, w której reżyser zapewnił, że uczuciowe perypetie Baryki odegrają "w filmie rolę niemniejszą, niż jego przygody społeczne".

Wszystkie te zapewnienia stały się zapowiedzią filmu, który w serca kinomanów - w tym tych, którzy jednocześnie byli wielbicielami literatury - wlewał wiele nadziei, że oto rodzima kinematografia wchodzi w kolejny etap swojego rozwoju. Przedwiośnie stać się miało, jak pisze na koniec reporter, "przedwiośniem polskiego filmu". W związku z tym, że historia kołem się toczy, przeżywając kolejne cykle upadku i rozkwitu, zastanawiać się można, czy teraz mamy faktycznie zimę, czy jednak przedwiośnie...

Justyna Żarczyńska

*We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024