Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Wstęp (nie)wzbroniony

"Magiczna legitymacja wprowadza mnie do wnętrza. Idę poprzez wąskie, kręte korytarze. Zwolna ogarnia mnie tajemnicza atmosfera pałacu Królowej Kino i jej małżonka Króla - Film"* - pisał dziennikarz "Nowego Kuriera" podpisujący się jako "w. binek", który miał okazję kino zobaczyć od tej najmniej znanej maluczkim strony - od kulis.

. - grafika artykułu
Widownia kinoteatru "Słońce" w Poznaniu, lata 30. XX w., fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

Co prawda, różne przyjmuje się zasady. Jedni głoszą, że to gospodarz, niemalże stając na rzęsach, powinien dostosować się do pragnień i oczekiwań swoich gości, a drudzy, że odwrotnie - to gość musi dostosować się do panujących u gospodarza zasad. Reporter dziennika był zdecydowanie zwolennikiem opcji drugiej, choć dziennikarska ciekawość musiała walczyć w nim z poszanowaniem zasad panujących w tym intrygującym domu: "Co chwilę krzyczą białe tablice napisami: Palić nie wolno - Strzeż się ognia i t. d. Co chwilę mijam numerowane żelazne lub blachą obite drzwi; dałbym wtedy kilka kartek papieru (a wiadomo jak papier jest drogi dziennikarzowi), by dowiedzieć się co się za nimi kryje. Niestety - dworzanie zwracają mi delikatnie uwagę, że za kilkanaście minut Królowa udzieli publicznej audiencji - zwanej w tamtejszym języku seansem" - czytamy bowiem dalej ("Nowy Kurier", nr 1/1938). Ale za zaszczyt przebywania w miejscu niedostępnym dla wszystkich, "w samym buduarze Królowej Kino, przepojonym zapachem kamfory" - trzeba zapłacić chociażby cierpliwością i zgodą na przyjęcie reguł gry. Nie ma jednak co narzekać!

"Jestem więc wreszcie w jednej z najlepiej urządzonych w Polsce operatorni filmowych. Najlepiej: pod względem pomieszczenia oraz jakości aparatów odtwórczych. Wystarczy wspomnieć, że dwa takie aparaty Kina »Słońce« - skąd przeprowadzam reportaż - kosztują ca 150 tys. złotych; podobne - ma jedynie Kino Apollo.) W czterech, estetycznie wyglądających salach mieści się maszynownia, właściwa operatornia oraz pracownia" - rozpisuje się reporter dalej, wiedząc, że te kwoty zrobią wrażenie, a co za tym idzie - wrażenie zrobi też fakt, że takim sprzętem dysponuje poznańskie kino. I nie jest inaczej! Prawda?

Atmosfera drży jednak od emocji. Za chwilę ma się rozpocząć wspomniana wcześniej publiczna audiencja - srebrny ekran wypełni się życiem. Niewielu wie jednak, jakie rzeczy rozgrywają się w operatorni. Reporter tłumaczy więc te skomplikowane operacje i techniczne zawiłości: "Stary maszynista p. Urbańczak zapuszcza maszyny. Jak już wspomniałem, w osobnych ubikacjach mieszczą się maszyny oraz zegary. Tu znajduje się główna komenda wszystkich instalacyj elektrycznych czarownego pałacu X Muzy, jak to: żarówkowej reklamy świetlnej z zewnątrz gmachu, żarówek umieszczonych w szafkach z fotosami, lamp w holu i poczekalniach, wreszcie świateł na sali. Każdy - choćby najmniejszy punkt świetlny ma tutaj swój odpowiednik w żarówce kontrolnej. Dowiaduję się, że w całym gmachu jest 54 klm. przewodów elektrycznych, kilka klm. podziemnego kabla oraz 3600 żarówek". Po chwili rozlega się dźwięk maszyn - to wprawione w ruch przetwornice, które przerabiają dochodzący z elektrowni prąd zmienny na prąd stały o odpowiednim napięciu, który potrzebny jest aparatom projekcyjnym. W przypadku awarii i przerwy w dostawie prądu, w podziemiach kina kryje się mała elektrownia, która w ciągu zaledwie trzech minut ratuje sytuację.

Rozważania przerywa dźwięk dzwonka w poczekalni - jasny sygnał, że już za momencik publiczność weźmie udział w wielkim, filmowym widowisku. Na sali robi się ciemno, a na ekranie pojawiają się reklamy, czyli wyświetlane diapozytywy. Z gramofonu płynie muzyka im towarzysząca. Drugi dzwonek. Dziennikarz ma okazję przez chwilę przyjrzeć się kolejnemu wynalazkowi. To automatyczny regulator prędkości płyty. Trzeci dzwonek - ostateczny, oznajmiający, że w końcu nastąpi to, na co wszyscy czekają. "Za chwilę przez ciemność widowni przebija się snop światła, odtwarzając na ekranie złudę rzeczywistości. Patrzę przez kontrolne okienko: wrażenie jest małe; osłabia je huk maszyn, ruch aparatu, głosy, dzwonki telefoniczne i t. p. (...) Inaczej patrzy operator. Dla niego obraz jest pstry albo zamazany, niewyraźny lub słabo naświetlony, reguluje wtedy odległość między węglami, porusza lustra i obiektyw. Inaczej słucha: w operatorni jest wmontowany głośnik kontrolny; jeżeli siła głosu nie jest odpowiednia, ręka operatora obraca czarną gałkę regulatora, oko spoczywa na »zegarze tempa«" - relacjonuje w swoim reportażu. Podziwia też inne urządzenie. To, które sprawia, że obraz nie podskakuje na ekranie i wyrównuje pojawiające się po sobie klatki. Z podziwem patrzy też na nowoczesne projektory i opisuje proces powstawania dźwięku.

Nie brakuje jednak refleksji na temat bezpieczeństwa. Celuloidowe taśmy dają rozrywkę, ale przyczynić się mogą, choćby i przypadkowo, również do nieszczęścia. "Pytam się o urządzenia przeciwpożarne. P. Szeffer wskazuje mi na wiadra z wodą, zawsze zmoczone płachty, gaśnice pianowe oraz naciska guzik: na okienka kontrolne momentalnie opadły żelazne zasuwy, odgradzając zupełnie widownię od operatorni i tym sposobem uniemożliwiając przedostanie się ognia. Urządzenie jest elektryczne, a wciąż świecąca się czerwona żarówka oznacza, że zasuwy są pod prądem". Uspokojony więc zwraca też uwagę na świetnie działającą instalację wentylacyjną.

I tak dobiegła końca ta oryginalna wycieczka po "tajemnym przybytku X Muzy". Dziennikarz opuszczał go zakazanymi drzwiami, zwracając uwagę innych i wzbudzając odrobinę zazdrości. W końcu nie każdemu wolno wejść tam, gdzie "nieupoważnionym wstęp wzbroniony"...

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022