Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Witold Muzykant

Nie ukrywajmy: większość z nas lubi wszystkie historie traktujące o tym, jak to los potrafi się niekiedy odmienić. Na lepsze. Chociaż i historie o tym, że niekiedy na gorsze również - co bardzo źle świadczy o ludzkiej naturze... Lubimy też opowieści o artystach, którzy, nim stali się sławni i poważani, buntować się musieli przeciwko próbom stłamszenia ich kreatywności. I to z powodzeniem!

. - grafika artykułu
Witold Conti jako Janko Muzykant (z lewej), Adolf Dymsza jako Florek (w środku) i Kazimierz Krukowski jako Lopek w jednej ze scen filmu "Janko Muzykant", 1930, fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

"Poprzedzony famą dobrego tenora i doskonałego skrzypka, przybył do Poznania na premjerę swojego filmu dźwiękowego »Janko Muzykant« w kinie »Słońce« p.Witold Conti wschodzący »gwiazdor« polskiego ekranu"* - czytamy w rubryce "Ze świata filmu" w artykule Przedstawiciel »Nowego Kurjera« u Witolda Conti ("Nowy Kurier", nr 33/1931). Film publiczności bez zwątpienia się spodobał, o czym najlepiej świadczą gromkie owacje, którymi nagrodzono jego twórców. Conti do tego aplauzu przyczynił się szczególnie. Obecny na wszystkich trzech seansach doczekał się braw ogromnego wręcz uznania. Przy okazji jego pobytu w mieście nadarzyła się niepodważalna szansa, by porozmawiać z artystą, którego nieznany autor artykułu określił jako "częściowo nasze »poznańskie dziecko«", w gruncie rzeczy mając trochę racji.

Teraz przenieśmy się do gabinetu dyrekcji kina "Słońce", w którym dziennikarza oczekiwał śpiewak-aktor: "wysmukły, posągowo zbudowany, o marzących jasnych oczach młodzieniec". Od razu zwróciła uwagę reportera prostota, bezpośredniość i skromność bijąca od tego utalentowanego, młodego człowieka, któremu przysłowiowa woda sodowa już mogła uderzyć do głowy i objawić się  między innymi w stosunku do zwykłych, szarych śmiertelników. A jednak nie - Conti nie złamał się pod naporem rosnącej popularności.

Popularności zasłużonej, dodajmy. Oto bowiem dowiadujemy się, że "Conti w filmie tym bez żadnych tricków kinematograficznych sam wykonywa najefektowniejsze sceny nietylko pantomimiczne, ale też wokalno-muzyczne". Jednocześnie czytelnicy "Nowego Kuriera" dowiedzieć się mogli, że rodzice, a nade wszystko ojciec artysty, sprzeciwiali się twórczym zapędom syna, widząc jego przyszłość w roli adwokata. Ten jednak poddał się temu, ku czemu ciągnęło go powołanie - ku malarstwu i muzyce. Będąc jeszcze studentem prawa na Uniwersytecie Poznańskim, chętniej oddawał się sztukom plastycznym i grze na skrzypcach, zamiast poświęcać się przedmiotom właściwym jego kierunkowi nauki. Wtedy też dowiedział się tego, co usłyszeć chcieliby wszyscy marzący o karierze śpiewaczej. Wspomina Conti: "W tym czasie dowiedziałem się od fachowców, iż głos, którym władałem po amatorsku, jest materjałem godnym pieczołowitości". Co ciekawe, pierwsza pochlebna opinia na temat wokalu Contego ukazała się w "Nowym Kurierze"! Ocena profesjonalistów zachęciła przyszłego artystę do tego, by poświęcić się muzyce, szkoląc swój warsztat najpierw w Poznaniu u prof. Zawrockiego, a później również w Paryżu w Konserwatorium Narodowym. W stolicy Francji Conti poznał Polę Negri, o której wspomina z nieskrywaną sympatią, zawdzięczając jej wprowadzenie go na kinematograficzne salony, a tym samym poznanie osób, które w przyszłości mogły dopomóc mu w karierze. "Próbę fonogeniczności odbyłem w berlińskiej »Ufie« pod osobistym kierunkiem dyr. Pommersa, poczem odrazu zaangażowano mnie do »Sekwana - Filmu« w Bilancourt pod Paryżem" - opowiada śpiewający aktor o swoich początkach. Później wszystko nabrało rozpędu. Ryszard Ordyński sam zaproponował mu rolę w Janku Muzykancie, a Conti na propozycję przystał chętnie i jak twierdził w chwili przeprowadzania wywiadu, decyzji swojej nie żałował.

Chciał wiedzieć reporter, gdzie jeszcze artysta bywał. Tu należy wymienić Francję, Hiszpanię, Niemcy, Anglię, Austrię, Belgię, Włochy i Szwajcarię. W szwajcarskim Morges Conti miał zresztą okazję wystąpić przed samym mistrzem Paderewskim! Ten z kolei wyraził nawet opinię, że Witold Conti swoje wysiłki skupić powinien na śpiewie, ponieważ oczekiwać należało, że właśnie w tej dziedzinie osiągnie najlepsze rezultaty. Taka zachęta spowodowała, że artysta zdecydował się kontynuować edukację w sztuce śpiewaczej w Mediolanie. Dziennikarz musiał go przy tej okazji zapytać, czy jest to równoznaczne z porzuceniem kariery w filmie. "Bynajmniej. Obecnie nakręcam z reżyserem Lejtesem film p.t. »Cyganerja Krakowska«, osnuty na tle życia artystycznego Krakowa w okresie »Zielonego Balonika«. Partnerką moją będzie królowa ekranu polskiego p. Jadwiga Smosarska" - uspokoił go Conti. Opowiadał też o propozycji udziału w filmie Orlica i zdradził rzecz dla poznaniaków szczególną, a mianowicie plany wspólnego  występu na scenie kinoteatru "Słońce" ze wspomnianą Jadwigą Smosarską, w trakcie którego uraczyć miał publiczność swoimi śpiewaczymi wyczynami.

Na tym rozmowa się zakończyła, a Witold Conti ruszył na spotkanie ze złaknioną jego autografów publicznością...

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024