Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Pan chciał stolik zamówić?

Okres świąteczno-noworoczny jest dość napięty. W pracy podsumowania, wszechogarniająca zgroza sprawozdań i planów na kolejny rok, a w domu nie mniejszy stres związany z przygotowaniami do rodzinnego spotkania. Nagle większość oblewa się zimnym potem na myśl o nieumytych oknach i niewystarczającej liczbie pierogów. Przed zakończeniem wszystkich tych stresów jeszcze jedna sprawa, którą koniecznie trzeba rozpatrzyć - Sylwester! Gdzie, jak i z kim go spędzić? Salonowa impreza domowa czy może zabawa w lokalu? Jak w lokalu, to dokąd się udać? Pytania te zajmują ludzi od lat!

. - grafika artykułu
Fragment pl. Wolności w porze nocnej z widocznym budynkiem kawiarni "Esplanade", 1934. Fot. ze zb. Narodowego Archiwum Cyfrowego

"- Sylwester! - Gdzie pójdziemy na Sylwestra? Takiem zdaniem od samego rana ścigała moja gospodyni swojego męża. Pan Sylwester nic nie odpowiadał, tylko obracał w rękach gazety, naszpikowane Sylwestrowymi ogłoszeniami, sapał i wzdychał. Po dłuższym namyśle ułożył, - jeszcze bez aprobaty żony - następujące sylwestrowe menu - «à la journal»"* - czytamy w noworocznym numerze "Orędownika" (nr 1/1935) w artykule tajemniczego "Domatora" pt. Poznański sylwester na wesoło. Tytuł zapowiada tekst radosny, choć treść ostateczna prezentuje  mozolne przygotowania sylwestrowe, które dla poszukiwacza noworocznej zabawy mogą stanowić nie lada wyzwanie i konieczność zaangażowania tak czasu, jak i sił w celu znalezienia miejsca, gdzie spędzi czas faktycznie wesoły i stanowiący wstęp dla szczęśliwego nowego wiadomo czego. Do rzeczy jednak.

Wspomniane menu zawierało w sobie pierwsze, drugie i trzecie danie: "Pierwsze danie: «Bazar w złocie». Tu jęknął i odruchowo schwycił się za kieszeń. Drugie danie: «Adria». - Trzeba będzie powiedzieć służącej - pomyślał - żeby oczyściła mój mundur. Trzecie danie: «Palais de Danse». Ach, frak jeszcze niewyprasowany - westchnął". Przysłuchujący się ten rozmowie dziennikarz, zaintrygowany jej treścią, wymknął się czym prędzej, by osobiście przekonać się, na jakie atrakcje można liczyć w sylwestrowy wieczór w Poznaniu. Pierwsze kroki skierował, a jakże - do Bazaru! "W «restauracji Bazarowej», gdzie dostałem się bez przeszkód, napozór nic nie wskazywało, że czyni się tam gruntowne przygotowania do nocy sylwestrowej. Kelnerzy ze zwykłą dla nich flegmą sunęli po rozesłanych dywanach, a bywalcy bazarowi siedzieli wkoło stolików i, jak zwykle, dzwonili sygnetami o śnieżno-białe talerze" - referuje.

Zmiana nastąpiła dopiero w kuchni, gdzie "kucharz, z całym sztabem kuchcików, gonił wkoło kotłów i rondli olbrzymiego żółwia". Wiadomość to niezwykle interesująca! Dziennikarz na to niecodzienne widowisko patrzył z podziwem, "tembardziej, że, stosując się do przedmiotu pościgu, szef kuchni i jego pomocnicy brali odpowiednie tempo, czyli ścigali zwierza przysłowiowym «żółwim krokiem». Wszystko po to, by sprostać tradycji, która nakazywała, by corocznie na ten wyjątkowy wieczór przygotować żółwią zupę. Gdyby ktoś zastanawiał się, skąd ten żółw i czy aby nie z poznańskiego ogrodu zoologicznego, spieszę z wyjaśnieniem - to "autentyczny cudzoziemiec". Oprócz tego goście mogli, jak tłumaczył dalej kucharz, liczyć na sandacza w białym winie, perlice w borówkach, a na deser bomby. Ostatnia informacja powoduje rzecz jasna konieczność zadania pytania, które samo ciśnie się na usta i które zresztą pada w tej rozmowie między dziennikarzem a kucharzem: bomby jakiego kalibru? Odpowiedź: ananasowe! Na tym nie koniec: uczestnicy imprezy w Bazarze liczyć mogli również na dania kulturalne, czyli występy artystów. Kto by się nie skusił, jeśli oczywiście zasobność portfela mu na to pozwala, na rewię z Teatru Nowego, Helenę Gorssównę i The grotesc revellers?

Kolejne kroki "Domator" skierował do Adrii, ale tu już od progu pada budząca grozę w każdym, kto szuka miejsca do spędzenia sylwestrowej nocy, informacja: "- Pan chciał stolik zamówić? Bardzo żałuję; wszystko już zajęte. Widzi pan, tamci państwo siedzą tu już rana, bo wieczorem nie chcą się pchać". Atmosferę rozładowuje nieco komunikat dziennikarza, że jest wysłannikiem prasy. Generuje to tłumaczenia obsługującego go pracownika, który referuje, kto zjawi się na sylwestrowej kolacji. A będą to: "finansjera, wielki przemysł, konsulowie, generalicja, posłowie, palestra itd.". Menu w tym wypadku, jak ośmiela się stwierdzić reporter, powinno być więc "polityczne". Nie jest jednak tak źle! Serwować bowiem będą: maderową zupę, sandacza po admiralsku i bite fileciki cielęce. I tutaj nie mogło zabraknąć "występków artystów" - zagra orkiestra! Idźmy jednak dalej tropem sylwestrowych atrakcji!

Czas zapukać do Grand Café Restaurant. A tu? "A tu w olbrzymiej kuchni ruch, jak w ulu. Tu lin, tam zając, tam indyk. Wszystkie stoły i rondle zapełniali przedstawiciele rodzimej fauny. Właściciel objaśnił mnie, że czynny będzie również bufet à la Hawełka, a dla amatorów przygotowany jest «poncz i pączek»" - czytamy.

A na co można liczyć w Esplanadzie? Tu rządzą wiśnie! "- Niech się pan nie dziwi; na sylwestrową noc nasz lokal będzie zamieniony w kwitnący sad wiśni. Utonie w setkach tysięcy białych kwiatków. Drzewa, drzewka i wazony" - tłumaczy właścicielka, dodając jeszcze, że "rewelacją nocy sylwestrowej będzie występ akademickiego chóru revellersów z Poznania", a ponadto goście mogą liczyć na upominki, ale to niby tajemnica. Niby, bo wprawne tropiące oko "Domatora" odnotowało szybko stojące szeregiem "filiżanki, popielniczki i kubki z wiśniową ornamentacją".

Oprócz tego w tym obszernym artykule pokrótce można było przeczytać o repertuarze przygotowanym przez Teatr Wielki, gdzie szykowano Nietoperza Straussa; o tym, że "w Iksie złośliwy Satyr z urwipołciem Humorem zjedzą z chrzanem i pieprzem zeszłoroczne manuskrypty poznańskich literatów, a w Domu Rzemieślniczym cech krawców, przy dźwiękach orkiestry, potnie na strzępy niepotrzebne kalendarze z roku minionego"; "w Metropolisie odbędzie się wspaniały Festival, w Argentynie popisze się kabaret literacki «Osa», a w Pałacu Działyńskich zbierze się brać artystyczna". A gdyby komuś było mało, może też liczyć na inne kabarety.

Tak oto dobrnęliśmy do końca. Wybór mamy więc ogromny, choć ta niecodzienna podróż przez miejskie lokale i przybytki atrakcji maści wszelkiej mogła być nieco wyczerpująca. W obliczu tego faktu wydaje się wręcz symboliczne, że autor tego tekstu podpisał się jako "Domator". To chyba nie może być przypadek...

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021