Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Gwiazdy kulinarnego rodzaju

"Zapiski z lamusa" roszczą sobie prawo do tego, aby być powrotem do przeszłości, ale tej dość specyficznej, mianowicie kulturalnej. Dzisiejsza odsłona może zostać uznana za odstającą nieco od pozostałych, ale jeśli rozszerzymy pojęcie kultury na tradycje regionalne, a do tego posłużymy pojęciem kultury kulinarnej czy też kultury jedzenia, rzecz będzie można nawet sensownie usprawiedliwić!

. - grafika artykułu
Piekarnia i cukiernia St. Handkego w Poznaniu, 1935, fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

11 Listopada w Poznaniu obchodzony jest w sposób właściwy dla tego regionu. Obok flag powiewających na wietrze symbolem tego dnia jest również rogal świętomarciński. O ile przed Bożym Narodzeniem atakowani jesteśmy przez czekoladowe gwiazdorki, żołnierzy św. Mikołaja czy też Gwiazdora na kilka tygodni przed Wigilią, a na długo przed Wielkanocą kuszą nas słodkie zające, o tyle przed Narodowym Świętem Niepodległości, na wiele dni przed uroczystością, podtyka się nam pod nos rogale świętomarcińskie. W obliczu tego dowiedziałam się między innymi, że klienci piekarni dzielą się na dwie kategorie: tych, którzy dają się namówić na zakup tego poznańskiego specjału na długo przed 11 Listopada i tych, którzy raczej unikają pokusy i wolą cieszyć się jego smakiem dopiero bliżej święta lub w jego dniu. Ze względu na moje niewzruszone stanowisko, by rogali nie kupować partiami miesiąc wcześniej mimo usilnych starań ekspedientek, zakwalifikowano mnie do grupy drugiej. To tak gdyby ktoś pytał.

Rogale mają u nas długą tradycję i tak jak dzisiaj, również kiedyś ich promocja w okolicach 11 listopada trwała w najlepsze. Czy popełniono jakiś dłuższy tekst na ich temat? Nie jest to wykluczone, jednak moją uwagę przykuł drobny, ale opatrzony jakże chwytliwym tytułem, felieton, na który natrafiłam przypadkiem (choć jak wiemy, przypadków nie ma), czyli Chodźmy na rogale! ("Kurier Poznański", nr 525/1936) autorstwa "Ed. Pr.".

"Taki już zwyczaj, że z pewnemi świętami związane są różne specjały kulinarne. Na Wielkanoc mięsiwo, na Gwiazdkę ryba i pierniki, na imieninki tort i babka, a w dzień św. Marcina rogale! Rogale świętomarcińskie są szczególnie w Poznaniu popularne, tak samo jak »rury« w oktawę Bożego Ciała"* - wspomina autor, by zaraz poinformować, że mimo tak znanej i uznanej tradycji, "na prowincji nie pamięta się o zwyczajach świętomarcińskich, o ile w danej miejscowości patronem kościoła nie jest właśnie św. Marcin". Poznań, co oczywiste, posiadając i kościół pw. św. Marcina, i ulicę jego imienia, tradycję tę miał zakorzenioną głęboko. Przy tej okazji zebrało się autorowi na wspomnienia i to one stanowią kanwę tej świętomarcińskiej opowieści.

"Pamiętam dzień, w którym mi po raz pierwszy zwrócono uwagę na rogalki i opowiadano o gęsi świętomarcińskiej. Było to w gronie młodzieży, właśnie w dniu św. Marcina. Stach, urodzony w Poznaniu, zwrócił się do nas z wezwaniem:

- Wiara, chodźmy na rogale!

Część z nas spojrzała podejrzliwie, inni jednak zrozumieli od razu, o co chodzi. My, z prowincji, dowiedzieliśmy się dopiero w cukierni, dlaczego, co jemy, no i że to tradycja. Smaczne, lukrowane rogale z marcepanową masą przekonały nas, a Stachowi ułatwiły zadanie" - czytamy dalej. W "dobrych czasach", jak referuje to zdarzenie z przeszłości "Ed. Pr.", przypominając słowa Stacha - "pieczona gęś była nieodzownem daniem w dniu św. Marcina. Bo to zwyczaj, datujący się z czasów dawnych, pogańskich. Około 11 listopada kapłana obdarowywano gąskami, kurczętami, prosiaczkami i darami przyrody: zbożem, owocami. Później te dary zastąpiono pewnemi symbolami, więc pieczywem w kształcie ptaka, lub rogalkami, mającemi swym kształtem przypominać rogi wołu i barana, poświęcanego bóstwu". Przyjęcie chrześcijaństwa nie zmieniło kształtu obchodów tego dnia - jak pisze dalej. Zmieniła się jedynie formuła i obdarowywani, którymi zostali kapłani i klasztory. Sam zaś św. Marcin uznany został za patrona łąk, pól, pasterzy, trzód i ptaków, więc tym bardziej tradycję w odświeżonej formie można było pielęgnować.

Na koniec tekstu autor znów narzeka, że prowincja mniej ochoczo kultywuje tradycje. Jest jednak i nadzieja, chociażby taki cukiernik lub restaurator, który osiedliwszy się w prowincjonalnym miejscu, "nie zapomina o zwyczajach świętomarcińskich i uprawia je w nowem środowisku". I co się wówczas dzieje? "Schodzą się panowie na obywatelską gęś w dzień św. Marcina lub zachęcają się wzajemnie: - Chodźmy na rogale"!

I tak oto rogal, obok gwiazd światowego formatu, które gościły w mieście, ściągały tłumy do sal koncertowych, teatrów i do kina, których wyczyny stanowiło widowisko godne rozentuzjazmowanej publiczności - pojawił się na łamach "Zapisków z lamusa". Ale że to gwiazdy nieco innego rodzaju, chyba nikt nie zaprzeczy?

*We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalna pisownię.

Justyna Żarczyńska

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021