Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

Wrona orła nie pokona!

40 lat temu władze PRL wprowadziły stan wojenny na terenie całego kraju.

. - grafika artykułu
Ulotka wzywająca Wielkopolan do tzw. biernego oporu w stanie wojennym, 1981-1982, fot. ze zbiorów Archiwum IPN

Wojsko wyprowadzone w nocy na ulice polskich miast, militaryzacja zakładów pracy, internowanie najważniejszych działaczy Solidarności, godzina milicyjna, odcięcie łączności, zamknięcie szkół, wreszcie przemówienie gen. Wojciecha Jaruzelskiego emitowane na okrągło. 13 grudnia 1981 roku komunistyczne władze PRL poszły na wojnę. Wojnę wymierzoną w jednego przeciwnika: zniewalane od 1944 roku społeczeństwo, które na przełomie lat 1980-1981 zdecydowało się podnieść głowę i zaprotestować przeciwko nieprawości dyktatury, co było możliwe dzięki wykorzystaniu biało-czerwonego szyldu NSZZ "Solidarność". Grudniowa noc, która nastała wówczas w Polsce, zakończyła kilkunastomiesięczny okres swoistego "karnawału wolności", otwierając tym samym zupełnie nową, podziemną epokę zmagań z systemem. Wydaje się, że wprowadzenie stanu wojennego przez gen. Wojciecha Jaruzelskiego, stojącego na czele pozakonstytucyjnego ciała, jakim była Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego (WRON), mimo wszystko zaskoczyło zmęczonych postępującym kryzysem Polaków, budząc wśród nich wyjątkowo ponure emocje. Powodzenie owej wielkiej kampanii, planowanej od pewnego już czasu przez powolne PZPR resorty mundurowe: MSW i MON, zależało od błyskawicznego przeprowadzenia ściśle ze sobą skoordynowanych tajnych operacji, którym nadano botaniczne kryptonimy: "Jodła", "Azalia" i "Klon". W ramach tej pierwszej, przeprowadzonej przez MO i SB, szło o niemal jednoczesne zatrzymanie oraz internowanie wytypowanych uprzednio działaczy Solidarności i innych organizacji traktowanych jako opozycyjne. "Azalia" obejmowała blokadę łączności w całym kraju, co skutecznie eliminowało koordynację jakiejkolwiek zorganizowanej akcji strajkowej, wreszcie akcja "Klon" sprowadzała się do zaaranżowania przez SB tysięcy "rozmów ostrzegawczych" z działaczami opozycyjnymi, których nie zdecydowano się internować. W efekcie opisanych działań dziesięciomilionowy ruch społeczny został, przynajmniej na jakiś czas, sparaliżowany i niezdolny do masowego oporu.

Nie inaczej było w Poznaniu i Wielkopolsce, gdzie w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku funkcjonariusze milicji oraz SB w pierwszej kolejności wkroczyli do siedzib zarządów poszczególnych regionów NSZZ "Solidarność". W stolicy Wielkopolski zajęte związkowe biura przy ul. Zwierzynieckiej zostały dodatkowo doszczętnie splądrowane, co poskutkowało "zakwestionowaniem" i wywózką do Warszawy kilkuset worków zawierających najważniejsze dokumenty wielkopolskiej "S". Zdobyciu solidarnościowych siedzib towarzyszyło zatrzymywanie zastanych tam związkowych działaczy oraz bliźniacza akcja wymierzona w tych, którzy nocowali w swoich domach. Dość tylko powiedzieć, że w czasie stanu wojennego na terenie Poznania i województwa poznańskiego zatrzymano, a następnie internowano (przede wszystkim na terenie zakładu karnego w podgnieźnieńskim Gębarzewie) 186 osób (w całej Wielkopolsce liczba ta wyniosła co najmniej 421), w tym gronie znaleźli się m.in. Janusz Pałubicki, Julian Zydorek, Bogdan Ciszak, Marek Lenartowski, Maciej Henneberg, Jacek Kubiak, Izabella Cywińska, ojciec Tomasz Alexiewicz czy też Lech Dymarski. Ten ostatni przebywał wówczas w Gdańsku, gdzie wraz z czołówką związkowych działaczy uczestniczył w obradach Komisji Krajowej "S". W swoich wspomnieniach atmosferę panującą owej grudniowej nocy w sopockim Grand Hotelu, gdzie nocowali związkowcy, opisał tymi słowy: "Zgromadziliśmy się w dwóch dużych pokojach i czekaliśmy. Oni szli do góry jak woda i »czesali« pokój po pokoju. Nie szło uciec. W końcu zapukali do nas. Trzeba było otworzyć. Wpadła masa funkcjonariuszy w kaskach z szybą pleksi. [...] Skuli nas w kajdanki i wyprowadzili. Zawieźli nas do jakiejś komendy milicji, do rana staliśmy pod ścianą w wielkiej piwnicy. Pierwszego wywołano Kuronia. Pomyśleliśmy: »razstriełka«. [...] Wzywali po kolei, rejestrowali. Wszystkich nas zawieźli do Strzebielinka pod Wejherowem, zakładu karnego dla odsiadujących końcówki wyroków".

Represje stanu wojennego nie skończyły się rzecz jasna wraz z internowaniem. Tylko w ciągu pierwszego roku jego trwania Prokuratura Wojewódzka w Poznaniu nadzorowała 23 śledztwa obejmujące 47 "przestępstw popełnionych z pobudek politycznych". Sekundowała jej w tym Prokuratura Wojsk Lotniczych i Sąd Wojsk Lotniczych, przed którym odbyło się 31 procesów politycznych obejmujących ówczesne województwo poznańskie, w których oskarżono 89 osób. Dla pełnego oglądu sytuacji wymieńmy liczbę co najmniej 351 zatrzymanych w 1982 roku "podczas zajść ulicznych", 2686 "rozmów profilaktyczno-ostrzegawczych", ponad 600 przeszukań oraz "likwidację" ponad 30 "nielegalnych" grup opozycyjnych. Warto zarazem podkreślić, że odpowiednikiem WRON na terenie Poznania i województwa poznańskiego, a co za tym idzie instancją bezpośrednio odpowiedzialną za decyzje służące wypełnianiu dekretu o stanie wojennym był Wojewódzki Komitet Obrony w Poznaniu, w skład którego weszli zastępca dowódcy Wojsk Lotniczych gen. Michał Polech, wojewoda poznański Marian Król, prokurator wojewódzki Wojciech Kłos oraz komendant wojewódzki MO Henryk Zaszkiewicz. "Dziejową słuszność" decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego krzewić miał z kolei złożony z wyłącznie "politycznie pewnych" dziennikarzy Wojewódzki Sztab Propagandy i Informacji, co było o tyle istotne, że 13 grudnia 1981 roku zawieszono wydawanie wszystkich poznańskich gazet (poza partyjną "Gazetą Poznańską"), zamknięto lokalne rozgłośnie TVP i Polskiego Radia, przygotowując się jednocześnie do zaplanowanej na styczeń 1982 roku akcji weryfikacyjnej w szeregach poznańskiego środowiska dziennikarskiego (13 osób przypłaciło ją utratą pracy).

W tak trudnych warunkach każdy, nawet najdrobniejszy rodzaj oporu wobec bezprzykładnej przemocy komunistycznych władz wymagał wielkiej cywilnej odwagi. Toteż trzeba tutaj wskazać na Zakłady Przemysłu Metalowego "H. Cegielski", które w tradycyjny niejako sposób były postrzegane przez załogi pozostałych poznańskich przedsiębiorstw jako naturalne centrum robotniczego oporu. Nie powinno nas zatem dziwić, że w pierwszych dniach stanu wojennego największe akcje protestacyjne próbowano zorganizować właśnie na Wildzie. W tym kontekście wystarczy wymienić kolejne wydziały Ceglorza: W-2, W-3, W-4 i W-9, spośród których na pierwszy plan wysunął się strajk na terenie fabryki W-4, który objął niemal wszystkich jej robotników (400 osób). Dodajmy przy tym, że regularne protesty przeciwko polityce WRON-u nie ograniczały się bynajmniej do HCP. Rozmaite formy kontestacji i oporu społecznego znajdziemy w owym czasie na terenie de facto wszystkich poznańskich zakładów pracy i fabryk: od Zakładów Metalurgicznych Pomet, przez ZNTK i Wiepofamę, po Dom Książki. Nieco inny charakter miała konspiracyjna działalność opozycyjna koordynowana przez struktury podziemnej Solidarności (m.in. w zakresie ponad czterdziestu wydawnictw o charakterze ciągłym wychodzących w tzw. drugim obiegu) oraz ściśle z nią powiązane wydarzenia, których widownią była poznańska ulica.

Pierwszą, dużą uliczną manifestację zorganizowano pod pomnikiem Poznańskiego Czerwca 1956 na wieść o brutalnej pacyfikacji kopalni "Wujek" (16 grudnia 1981 r.). Chcąc zademonstrować swoją solidarność z pomordowanymi górnikami z Górnego Śląska, mieszkańcy Poznania zbierali się zresztą w tym miejscu przez kilka kolejnych dni, składając u stóp pomnika, który stał się naturalnym miejscem społecznego oporu, setki wiązanek, modląc się wspólnie i zapalając znicze. Szczególną irytację władz wzbudziło jednak wydarzenie, do którego doszło na fali przywołanych protestów, gdy dwójka uczniów poznańskich szkół średnich (J. Andrzejewski, M. Gapiński) domalowała na pomniku pod osłoną nocy kolejną datę: rok 1981. Sporych rozmiarów "nielegalny", jak podkreślano w partyjnych meldunkach, napis został błyskawicznie zamalowany, by po zaledwie kilku dniach powrócić na swoje miejsce. Skłoniło to władze do roztoczenia nad monumentem bezpośredniej "opieki" w postaci strzegących go dzień i noc służb mundurowych, co poznaniacy komentowali jako "internowanie pomnika". Do największych opozycyjnych demonstracji organizowanych w tamtym czasie w Poznaniu dochodziło zazwyczaj w czasie obchodów tzw. miesięcznic wprowadzenia stanu wojennego. Niekiedy miały one tak spektakularny charakter jak choćby ta z 13 lutego 1982 roku, gdy tysiące mieszkańców Poznania zgromadzonych na placu Mickiewicza zostało brutalnie rozpędzonych przez ZOMO (zatrzymano 194 osoby). Śmierć z rąk milicji poniósł wówczas dziennikarz Wojciech Cieślewicz, który był pierwszą (choć nie ostatnią) ofiarą stanu wojennego w Poznaniu i Wielkopolsce.

Piotr Grzelczak

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021