Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

SHORT WAVES FESTIVAL. Zły początek, fatalny koniec

Od lat Short Waves Festiwal należy do moich ulubionych festiwali filmowych. W programie zawsze znajdzie się przynajmniej kilka wyjątkowych obrazów, a spektrum poruszanych problemów czy zastosowanych technik realizacyjnych jest bardzo duże. Nie inaczej było i tym razem, chociaż pierwszy pokaz mocno zniechęcił mnie do dalszego oglądania.

Kolorowy kadr z animowanego filmu. Widzimy tu między innymi leżącego białego kota, piramidę i statek kosmiczny. - grafika artykułu
Kadr z filmu "Zoopticon", fot. materiały dystrybutora

Tegoroczny Short Waves Festiwal zaczął się dla mnie fatalnie. Pierwszy film, jaki dane mi było zobaczyć, okazał się tak znakomity, że nie chciałem oglądać pozostałych produkcji. Należę do ludzi, którzy mając kilka smakołyków na talerzu, ten najlepszy zostawiają na koniec. W innym wypadku nie doceniłbym należycie pozostałych. Identycznie mam z pokazami filmowymi. Tu (niestety) od początku poprzeczka została zawieszona wysoko, dlatego jestem przekonany, że pozostałe produkcje oceniłem znacznie surowiej niż powinienem. Ale po kolei.

Pierwszym zobaczonym filmem, który tak mnie ujął, był francuski The Wandering Ghost autorstwa Félixa de Givry. To historia o zagubionym duchu, który nie pamięta swojego życia. Pragnie przypomnieć sobie przeszłość, odnaleźć dom i załatwić wszystkie sprawy. Tylko w ten sposób będzie mógł przejść na tamten świat. Nasz bohater określany jest wręcz mianem detektywa ducha, który musi rozwikłać zagadkę swojego życia. O ile historia wydaje się dość prosta, to sposób prezentacji i realizacja wybijają ten film ponad przeciętność. Całość jest stylizowana na film z lat 20-tych ubiegłego wieku. Czarno biały obraz, nałożenie filtrów brudzących obraz, delikatnie rozchwiana kamera, nawet czcionka została dobrana i ukazana z odpowiednim pietyzmem. Do tego zero dialogów. Naszym przewodnikiem jest tylko głos lektora. Prezentuje się to fenomenalnie, nie można wprost oderwać oczu od ekranu. Przez kwadrans obcujemy z obrazem, który teoretycznie opiera się na prostych założeniach, a jednocześnie stanowi świetny hołd dla dawnej kinematografii. Wisienką na tym pysznym torcie pozostaje końcowa puenta. Gdy duch wreszcie pokonuje trudności i odchodzi z tego świata, to jak twierdzi lektor, dopiero rozpoczyna swoją nową przygodę.

Filmowe inspiracje

Innym obrazem, który chwycił mnie za serce był Vampires, It's Nothing to Laugh at Kingi Michalskiej. Eksperymentalny dokument badający historię wampirzycy, która miała żyć w małej kaszubskiej wiosce w latach 60-tych. Wraz z artystką ruszamy do Wilna w Kanadzie, gdzie mieszkają potomkowie emigrantów z Polski, na poszukiwania i sprawdzenie, czym dla tamtejszych ludzi są wampiry. Na słowa uznania zasługuje sposób prezentacji. Reżyserka bawi się formą. Łączy wywiady, archiwalne zapiski i performance. Wydawałoby się rzeczy nie do pogodzenia, jednak ogląda się to znakomicie. Nie brak też przy tym dobrego humoru i dystansu. Widać także inspirację filmem Co robimy w ukryciu. Nie jest to zarzut, ponieważ reżyserka bierze z tamtego filmu kilka ciekawych rozwiązań i nadaje im zupełnie inny, autorski styl. Niestety dla poszukiwaczy sensacji rozwiązanie nie będzie satysfakcjonujące, natomiast miłośnicy kina zapewne docenią ten obraz. Ja osobiście czekam na kolejną produkcję Kingi Michalskiej.

Natomiast na zupełnie innym biegunie znajduje się film ALEXX196 & the pink sand beach. Jak powyżej, tu też można dostrzec inspiracje innym dziełem. Niestety sam film jest gorszy, a jego wykonanie tym bardziej. Loïc Hobi próbuje pokazać nam problemy samotnego nastolatka uciekającego przed rzeczywistością do wirtualnego świata gier, gdzie spotyka przyjaciela, z którym tworzy wyjątkową więź. Niestety zarówno w warstwie scenariuszowej, wizualnej, jak i aktorskiej, ten obraz nie zachwyca. Niezwykle podobny motyw pojawił się w jednym z odcinków serialu Czarne lustro. Główna różnica to fakt, iż tamta wirtualna relacja opierała się na fizyczności, natomiast tu ważniejszą rolę odgrywają uczucia. Domyślam się jaki był zamysł twórców i co chcieli osiągnąć, ale przedstawiona historia zupełnie do mnie nie trafiła. Główny bohater nie wywoływał współczucia czy zrozumienia, tylko irytację. Nie potrafiłem nawiązać z nim jakiejkolwiek więzi. Wszystko to sprawiło, że oglądałem nic więcej jak kolejny film o tym, iż wirtualny świat staje się dla nas bardziej realny od prawdziwego życia.

To, co ważne

Zupełnie inaczej było z Zoopticon. To jeden z tych filmów, który mocno mnie zaskoczył. Tytułowy statek kosmiczny otrzymuje niezwykle ważną misję odnalezienia życia w kosmosie. Przez wiele lat świetlnych przemierza kosmos, a w tym czasie wykształca w sobie świadomość i uczucia. Tak długi byt w samotności sprowadza go na skraj wytrzymałości, postanawia więc ze sobą skończyć. Wszystko zmienia pojawienie się na jego pokładzie kilku żywych istot. Statek w pewnym momencie można przyrównać do Arki Noego. Gdy wreszcie udaje się nawiązać kontakt, istoty wymuszają na Zoopticonie powrót na ziemię. Nie słuchają jego ostrzeżeń, są gotowi na wszystko, aby osiągnąć swój cel, łącznie z utratą wspomnień tytułowego statku. Kolorowa animacja i przyjemne dla ucha piosenki początkowo sugerowały prosty, rozrywkowy film. Nic bardziej mylnego. Pod tą cukierkową powłoką kryje się historia o tym, jak ważna jest nasza tożsamość, historia i tradycja. Gdy je stracimy, stajemy się pustymi, nieświadomymi istotami. Film zmusza też do zastanowienia, jak wielką rolę w naszej egzystencji odgrywa kultura oraz dokąd zmierza współczesny świat.

Nie tylko kultura odgrywa w naszym życiu istotną rolę. Równie ważna jest otaczająca przyroda. Pełni ona znacznie istotniejszą rolę, niż wielu sądzi. Szczególnie mocno wybrzmiało to w obrazie Scenic View. Wraz z Maiją Blåfield przemierzamy fińską puszczę. Naszym oczom ukazują się wyjątkowe widoki i prawdziwe piękno świata w którym żyjemy. Cudowne kadry, kolory i przyroda są wręcz hipnotyzujące. Reżyserka bardzo dobrze dobrała też ścieżkę dźwiękową, która potęguje odczucia widza. Nagle zaczyna ona kwestionować, wszystko, co do tej pory zobaczyliśmy. Cofa ujęcia, zmienia narrację, twierdzi, że to co widzieliśmy to tylko dobrze nagrany film. Poddaje w wątpliwość prawdziwość ukazanego krajobrazu, a także tego, jak rozumiemy rzeczywistość. Jako twórca uważa, że w pewien sposób ma nad nami władzę i uwierzymy we wszystko co wykreuje. Bardzo ciekawe i nietuzinkowe podejście do tematu natury, ale też filmu jako dzieła artystycznego o wyjątkowej sile oddziaływania.

Jestem stary

Na koniec wyjątkowo zostawiłem to co najgorsze. Przekroczyłem już pewną istotną granicę wieku, przez co bliżej mi do 40, niż 30. W związku z tym widzę, że powoli nie nadążam za pewnymi aspektami współczesnego świata. Głównie dotyczy to social mediów, influenserów, youtuberów. Jest to świat praktycznie dla mnie obcy, nie znam tych wszystkich szalenie popularnych osób. Pewnie dlatego zupełnie nie trafił do mnie obraz I Want to go Higher. To bezsprzecznie jeden z najgorszych filmów jakie widziałem, nie tylko na tegorocznym Short Waves Festival, ale podczas mojej kilkuletniej obecności na tym festiwalu. Jestem przekonany, że jeszcze kilka lat temu taki obraz nie mógłby się pojawić w konkursie. I chociaż jedyne co we mnie wywołał to irytacja, to mimo wszystko najbardziej go zapamiętałem i najwięcej o nim rozmyślałem.

W skrócie, wraz z reżyserką śledzimy losy czterech modeli w Tajlandii. Widzimy ich życie wypełnione pustką i samouwielbieniem. Nie brak tu obscenicznych scen i trywialnych wywodów o życiu. Dla mnie to rozciągnięty do 23 minut, nudny tik tok-owy filmik. Brakuje temu jakiejkolwiek głębi, czy moralizatorskiego tonu. Cały czas liczyłem chociaż na jakieś zaskakujące podsumowanie, nieoczywistą puentę, ale nic takiego nie nadeszło. Sam nie wiem, być może właśnie taki cel miała autorka. Pokazać bez żadnego komentarza ten nudny, przaśny świat, o którym wielu tak marzy? Dla mnie to zdecydowanie za mało. Z drugiej strony, może jednak coś jest w tym filmie. Jest on przyczynkiem moich rozmów ze znajomymi i to od niego zaczynam rozmowy o tegorocznym Short Waves Festival. Czy jest on zatem tak zły, że aż dobry?

Patryk Szczechowiak

  • SHORT WAVES FESTIVAL: Konkurs Międzynarodowy
  • Kino Muza
  • 17.11

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023