Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Ostatnia kobieta na Ziemi

Polskie kino science fiction zwykle zatrzymuje się na krótkich i średnich metrażach - z uwagi na budżetowe ograniczenia nie ma szans konkurować z produkcjami z Hollywood. Rękawicę podjął jednak Piotr Biedroń ze swoim filmem W nich cała nadzieja. Tym sposobem możemy oglądać w kinach pierwszy polski obraz postapokaliptyczny od 1985 roku, kiedy to na ekranach pojawił się O-bi, o-ba: Koniec cywilizacji Piotra Szulkina.

Zachód słońca, na jego tle horyzont z zarysowanymi postacią ludzką i robotem. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Fabuła jest dość prosta - oto na skutek wojen, zanieczyszczeń i kataklizmów Ziemia przestała nadawać się do życia. Możni tego świata uciekli z umierającej planety, kierując się swoimi rakietami w stronę kosmosu, i nie wiadomo, czy udało im się znaleźć drugi dom, czy też pomarli w kosmicznej pustce. Tymczasem na dawnym błękitnym globie wciąż nadającymi się do życia miejscami okazały się wyłącznie górskie szczyty, do których toksyczne powietrze nie dotarło. Na jednym z nich mieszka Ewa, która za jedynego towarzysza ma robota Artura - niegdyś chroniącego granice państw przed uchodźcami, teraz przeprogramowanego tak, by bronić górski azyl przed intruzami. Kłopot polega na tym, że jego hasło zmienia się automatycznie co trzy miesiące, a Ewa tym razem tę datę przegapiła - nowe hasło zapisane jest w notatniku znajdującym się w obozie, a ona znalazła się poza nim i póki nie wymówi odpowiedniego słowa, nie zostanie przez Artura wpuszczona do środka. Z kolei na zewnątrz czeka ją szybka śmierć z powodu braku pitnej wody. Tym samym robot, który miał ją chronić, staje się jej największym wrogiem.

Artur z początku jest postacią dość pocieszną, a sądząc po wyglądzie, mógłby być kuzynem Numeru 5 z Krótkiego spięcia tudzież wujkiem znanego z postapokaliptycznej animacji WALL-E'ego. Jest tyleż zabawnym, co irytującym interlokutorem dla Ewy (swoją drogą towarzyszka WALL-E'ego miała na imię EVE), która przeciwstawia jego chłodnej logice i algorytmom humanistyczne spojrzenie i wyobraźnię. Zna on zresztą i cytuje prawa robotyki sformułowane przez Isaaca Asimova, chociaż w jego przypadku nie będą one miały zastosowania. Kiedy bowiem zaczyna się właściwa akcja filmu, zmienia się w nieprzejednaną maszynę - mimo że jego wygląd pozostaje niewzruszony, to za pomocą środków filmowych twórcy umiejętnie przedstawili go jako tego, który niesie zagrożenie, a on sam zaczyna budzić skojarzenia raczej ze złowrogim M.A.R.K. 13 z kultowego Hardware niż ze wspomnianymi wcześniej sympatycznymi robotami.

Reżyser Piotr Biedroń klasykę więc zna i daje temu wyraz, ale też szuka dla swojego filmu odrębnej tożsamości. Utrudnia mu to nie najlepszy scenariusz - choćby największy zwrot akcji w filmie da się przewidzieć i raczej nie na tej zasadzie, że kończy się to satysfakcją widza z racji rozwiązania zagadki. Nie powinno też pozostać bez odpowiedzi usilnie narzucające się pytanie - skoro robot jest jeden i mimo posiadania śmiercionośnej broni jest raczej mało mobilny, to dlaczego nie można było zakraść się do obozu z innej strony? Największa niezręczność pojawia się jednak wtedy, kiedy Ewa zostaje sama i tłumaczy na głos widzom aktualną sytuację - owszem, bywają ludzie, którzy głośno myślą, ale bohaterce filmu zdarza się artykułować proste fakty.

Może więc dobrym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie drugiego ludzkiego bohatera - na przykład młodszego brata czy siostry? Nie będę kurczowo trzymał się tej spekulacji, bowiem wcielająca się w Ewę Magdalena Wieczorek jako jedyny człowiek przed kamerą radzi sobie doskonale - w niczym nie ustępuje swoim amerykańskim poprzednikom, jak choćby Charlton Heston z Człowieka Omegi czy Will Smith z Jestem legendą, a ma przy tym do roboty raczej mniej ciekawych rzeczy niż oni. To ostatnie to jednak nie zarzut - istotą filmu Biedronia nie jest bowiem poszukiwanie sensu życia w opustoszałym świecie, lecz starcie człowieka ze śmiercionośną maszyną.

Biorąc pod uwagę mikrobudżet którym dysponowali twórcy, zdjęcia autorstwa Tomasza Wójcika i scenografia Marka Zawieruchy prezentują się imponująco. Przestrzeń, w której dzieje się akcja, jest niewielka, ale została świetnie zagospodarowana. Całość dopełnia klimatyczna muzyka autorstwa Łukasza Pieprzyka, stylizowana na ścieżkę dźwiękową z lat osiemdziesiątych. Wszystkie te elementy działają na tyle dobrze, że łatwo w trakcie seansu zapomnieć o scenariuszowych wpadkach - W nich cała nadzieja to pełnometrażowy film całkowicie oparty na interakcji między jednym człowiekiem i jedną maszyną, a nie nuży nawet przez moment. Piotr Biedroń i jego ekipa udowodnili, że nie potrzeba wielkiego budżetu, by zrealizować przyzwoity polski film science fiction.

Adam Horowski

  • W nich cała nadzieja
  • reż. Piotr Biedroń

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023