Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Koty i kosmiczne portale

Od zakończenia sagi z Thanosem w roli superzłoczyńcy Marvel Cinematic Universe przeżywa kryzys. I choć w tym roku James Gunn trzecią częścią Strażników Galaktyki udowodnił, że użycie zdartej płyty,  jeśli tylko podejść do niej z sercem, potrafi przynieść zaskakująco dobre efekty, to Marvels obnaża już wszystkie problemy, z którymi włodarze czuwający nad uniwersum od dłuższego czasu nie potrafią się uporać.

Kobieta w stroju superbohaterki patrzy przed siebie. Za nią stoją zieloni kosmici. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Marvels to już trzydziesta trzecia filmowa odsłona MCU, do tego należy dorzucić mnożące się coraz bardziej seriale. I okazuje się, że bez znajomości tych ostatnich, zwłaszcza Ms. Marvel i WandaVision, nie da się do końca zrozumieć, o co w filmie Nii DaCosty chodzi. Brakuje tu bowiem jakiegokolwiek sensownego wprowadzenia - jako widzowie zostajemy na początku wrzuceni w środek akcji i nie wiemy tak naprawdę, kim są Kamala Khan, alias Ms. Marvel, czy też kapitan Rambeau, która również posiadła supermoce, choć nie dorobiła się jeszcze własnego superprzydomka. A to wszak dwie trzecie tytułowej drużyny superbohaterek.

A wszystko zaczyna się od tego, że za sprawą tajemniczych portali pojawiających się w różnych częściach Wszechświata moce Kapitan Marvel, Ms. Marvel i kapitan Rambeau zostają ze sobą ściśle powiązane, przez co w momentach użycia przez nie supermocy każdorazowo zamieniają się one miejscami. Szybko wychodzi na jaw, że za portalowymi anomaliami stoi przywódczyni rasy Kree Dar-Benn, która nie tylko chce przywrócić świetność swojemu ludowi, ale i przy okazji zemścić się na Kapitan Marvel za zniszczenie Najwyższej Inteligencji. Trzy ziemskie superbohaterki muszą połączyć siły, by przeciwstawić się złu i - a jakże - uratować świat.

Idea Marvels jest podobna do tej zawartej we wspomnianych Strażnikach Galaktyki - oto grupa indywidualistów/wyrzutków najpierw tworzy drużynę, by potem stopniowo odkrywać, że rodzina nie zawsze musi wiązać się z więzami krwi. Tak jak James Gunn doskonale potrafił osadzić swoją zbieraninę bohaterów w nostalgicznej space operze, tak Nia DaCosta postawiła gatunkowo na film skierowany prawdopodobnie do starszych nastolatek. Najlepiej odnajduje się w tym Iman Vellani wcielająca się w Ms. Marvel - jako najmłodsza i pełna energii członkini zespołu nie tylko w sposób widoczny doskonale się swoją rolą bawi, ale i wnosi do filmu dużo pozytywnej energii. Nie gorzej jest z Teyonah Parris, czyli Kapitan Rambeau, która świetnie wyczuwa momenty, w których może pokazać, że nie jest tylko przystawką do pozostałych dziewczyn. Najgorzej jest z Brie Larson jako Kapitan Marvel - ponoć aktorka miała nadzieję, że po odejściu Kapitana Ameryki stanie się centralną - bądź chociaż jedną z kluczowych - postacią w MCU, więc niespecjalnie w filmie dla nastolatek potrafi się odnaleźć.

Marvels ma oczywiście kilka zalet - parę błyskotliwych konceptów (jak choćby planeta, na której mówi się językiem śpiewanym), od czasu do czasu zabawne i przykuwające uwagę sceny (ta, kiedy bohaterki badają działanie związania ich supermocy) i przede wszystkim koty, dużo kotów, które są źródłem większości humorystycznych momentów (tani to i banalny sposób na przykucie uwagi widza, ale cóż, działa). Koniec końców... bywało gorzej, zwłaszcza że wcale nie tak dawno mieliśmy okazję oglądać Thora: Miłość i grom czy Ant-Mana: Kwantomanię. Ale też nie jest dobrze. Raczej bezbarwnie. Nie ma szans, by udało się Nii DaCoście przyciągnąć nowych widzów do MCU, paru zapewne uda się zniechęcić. Marvels to już któryś z kolei gwóźdź do trumny kinowego uniwersum Marvela - a im ich więcej, tym trudniej będzie dokonać producentom skutecznej reanimacji.

Adam Horowski

  • Marvels
  • reż. Nia DaCosta

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023