Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

ALE KINO! Z foremki do ciastek

- Latająca ryba nie może utonąć - pocieszają się wzajemnie wnuczka Kenza z dziadkiem Weljo. Ich doświadczenie bezmiernej utraty - nie tylko najbliższej, kochanej osoby, ale i ziemi czy własnej tożsamości, jest tematem Buladó. To film drugi Eché Janga, w którym reżyser stawia pytania o przyszłość swojego ojczystego Curaçao.

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Kenza znajduje się pośrodku pokoleniowego, rodzinnego i kulturowego konfliktu, rozgrywającego się między jej ojcem a dziadkiem. Pragmatyk Ouira chce sprzedać ziemię przodków, którą starzec-dziwak zamienił w wysypisko samochodów. Z części wraków zbudował pokraczne "duchowe drzewo" wokół którego "odprawia" swoje rytuały. Denerwuje to syna, bo nieporządek uniemożliwia mu dobicia targu z zainteresowanym kupnem białym człowiekiem. Gdy słyszymy jak przy rodzinnym posiłku gani Weljo za to, że nie używa on przy wnuczce holenderskiego, tylko rozmawia z nią w papiamento - czujemy, że nie robi tego pierwszy raz. Widać, że tato wiąże z tym pewne plany. Chce, by Kenza dobrze posługiwała się językiem kolonistów, bo Curaçao nie jest niepodległe i pozostaje terytorium zależnym od Królestwa Niderlandów. Jedenastolatka nie lubi ojca i w konflikcie stoi po stronie dziadka. Ukrytym, dodatkowym powodem tego stanu rzeczy jest opłakiwanie zmarłej matki, której wspominanie jest dla Ouiry zbyt bolesne, czego jego córka zdaje się zupełnie nie rozumieć - co jakiś czas, wbrew zakazowi, wyciąga pozostawione przez nią rzeczy.

Przeczytałem krótką i bardzo negatywną opinię internauty o Buladó, z którą - gdy zacząłem oglądać ten film - początkowo zupełnie się zgadzałem. Jednak w miarę upływu seansu zacząłem coraz więcej rozmyślać o jej ukrytym sensie, obracając w głowie ten krótki tekst. Komentujący był zdecydowanie zdziwiony pozostałymi, pozytywnymi opiniami o tym filmie - wyraził więc swój sąd, by zaznaczyć skrajnie różny punkt widzenia. Pozwolę sobie przytoczyć jego uwagi we własnym tłumaczeniu: " (...) wszystkie trzy recenzje zalinkowane na IMDb są pochlebne, a ja pomyślałem, że to było okropne. Gatunkowe kino z foremki do ciasteczek, koszmarne. W dodatku zaczyna się ujęciami chmur i narracją z offu z «głębokimi myślami». Ani nie zaczyna się dobrze, ani nie staje się z czasem trochę lepsze. Ma niemniej śliczne sceny z Curaçao".

To wszystko poniekąd prawda - lecz dostrzegam ukryte pod nią dodatkowe sensy. Oglądając Buladó faktycznie zwrócimy od razu uwagę jak gładko Eché Janga - fachowiec realizujący seriale telewizyjne i reklamówki znanych marek - operuje rzemiosłem filmowym. To znawstwo, zręczność sprawiają, że ma się poczucie, że reżysera sporo łączy z Ouirą. Bo ten filmowy bohater to fachowiec innego rodzaju - policjant, który doskonale porusza się po wyspie. Złudzeń i marzeń, które niegdyś dzielił z ojcem, wyzbył się prawdopodobnie w trakcie pobytu w Holandii. O jego pobycie w sercu Królestwa Niderlandów dowiadujemy się z jednej z kłótni, gdy Weljo każe mu wracać "do tej jego Holandii".

Eché Janga jako holendersko-kurucański twórca ma świadomość pogmatwanej sytuacji politycznej Curaçao i skomplikowanej, pełnej sprzeczności tożsamości jego ludu. W 2005 roku mieszkańcy wyspy odrzucili w referendum pełną niepodległość tej karaibskiej wyspy na rzecz stowarzyszenia z Holandią w ramach Królestwa Niderlandów. Na ile oddawać by to jednak miało domniemaną niewolniczą mentalność wyspiarzy, a na ile było podyktowane pragmatyzmem? Od XVII wieku Holenderska Kompania Zachodnioindyjska prowadziła na Curaçao największe centrum handlu niewolnikami, a niewolnictwo zostało na nim zniesione dopiero w drugiej połowie XIX wieku. Mieszkańcy, do których należeć musieli potomkowie dawnych niewolników, wiek później stworzyli na wyspie ruch niepodległościowy i w 1969 roku chwycili za broń, lecz ich powstanie zostało zdławione przez kolonizatorów. Dlaczego więc ich dzieci nie pragną wolności? Czyżby źle je wychowali? A może Kurucańczycy nie czują się obecnie silnie i wolą szukać opieki w Królestwie? Eché Janga nie jest idealistą czy melancholikiem, lecz myśli rozsądnie. Oddaje to jego dorobek, w którym nie dominuje wcale myślenie o filmie jako o sztuce, lecz jak o produkcie do sprzedania. Nieprzypadkowo właśnie w gatunkowej i zgrabnej formie zrealizował swój drugi film, kierując go do młodego pokolenia. Ta forma - niezbyt wyrafinowana, lecz ładna i przystępna - ma przyciągnąć uwagę młodych. Nie opowiada im przy tym pięknej, toksycznej, nacjonalistycznej bajki. Buladó ma być dla młodych raczej gorzką lekcją o ich ojczyźnie, podsuwać im wiele pytań i uczyć samodzielnego myślenia.

Postać Weljo nie została nakreślona w taki sposób, byśmy odruchowo poczuli do niego prostą sympatię. Widzimy raczej jak bardzo jest on oderwany od rzeczywistości. Z niesmakiem śledzimy jak w pewnym momencie robi awanturę na polu golfowym (bo gdzież by indziej?). Grożąc kijem w stronę wielkiego statku turystycznego na horyzoncie, krzyczy: "Sprzedają naszą ziemię obcym. Dlaczego? Statki pełne obcych turystów. Piędź po piędzi wysysają naszą ziemię do sucha. Koloniści. Turyści", a następnie uderza nim własnego syna, który przyjechał go powstrzymać. Bunt Weljo jest romantyczny, pozbawiony sensu i możliwych do osiągnięcia celów. Wykształcony w Holandii Ouira przyjął z kolei wartości i język kolonistów, odrzucając po drodze ze wzgardą kulturę i duchowość - z jego punktu widzenia słabych - przodków. Czy jednak planując sprzedać dziedzictwo, by w domyśle wysłać córkę na studia za granicą, dobrze myśli? Zwłaszcza, że jego ziemię chce kupić biały człowiek, jeżdżący po wertepach Curaçao zakurzonym, białym samochodem (sic!).

Nie jestem nawet pewien czy młody widz odruchowo polubi Kenzę. Co prawda dziewczynka jest niezależna, wojownicza i sprytna, lecz jej bunt ma dość groteskowy charakter. Chciałoby się, by była rozważniejsza, a jednak czujemy, że musi popełnić pewne błędy, by czerpać z nich konieczne doświadczenie i w ten sposób dorastać. Publiczność musi się więc nią trochę na początku zirytować, by śledzić jej przemianę (bądź jej brak) i więcej wynieść z tego seansu. Buladó być może trochę też zdenerwuje widzów - tych młodszych i starszych. Ale jestem pewien, że przy tym zainteresuje ich karaibską wyspą i będą chcieli się dowiedzieć więcej o Curaçao. W jakich językach mówią bohaterowie i dlaczego kreolskie papiamento brzmi tak dziwnie? Młodzi być może po raz pierwszy skonfrontują się w kinie z filmem o tematyce postkolonialnej. Jestem bardzo ciekaw, jak będzie wyglądać ich rozmowa z rodzicami o tradycji, dziadkach, przeszłości - o tym, co znaczy być Kurucańczykiem, a co znaczy być Polakiem. Ważne, by rozmawiać na te tematy krytycznie, nie śniąc chorych snów o narodowej wielkości i sile. A co młoda, wyspiarska publiczność wyniosła z Buladó? Zapewne była to dla nich dość trudna lekcja, lecz taka być musi. Sens realizowania i pokazywania jak najszerszej widowni takich filmów, prowokujących do dyskusji, budzących ciekawość, wydaje mi się wręcz oczywisty. Nie wiem przy tym, czy bardzo lubię Buladó jako film, lecz zdecydowanie cenię Eché Janga jako człowieka, który doskonale wie, jak zwracać się do publiczności.

Marek S. Bochniarz

  • Międzynarodowy Festiwal Filmów Młodego Widza Ale Kino!: Buladó, reż. Eché Janga
  • 9.12, kolejny seans: 12.12

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021