Kultura w Poznaniu

Teatr

opublikowano:

Inna - i bardzo dobrze!

Carmen. Toujours la mort to teatralny eksperyment, który może wpaść w pułapkę nieczytelności - przez niedobór i nadmiar środków przekazu. Opera-instalacja Krzysztofa Cicheńskiego uniknęła tego losu dzięki konsekwencji i spójnemu przeprowadzeniu początkowego pomysłu.

. - grafika artykułu
fot. Michał Leśkiewicz

Carmen. Toujours la mort mówi wiele nie tylko o głównej bohaterce, ale również o uniwersalnych ludzkich potrzebach, eskapizmie i wreszcie samym gatunku opery. Najpierw jednak warto zastanowić się nad tym, kim jest Carmen oparta na protagonistce Bizeta? Otóż Carmen Cicheńskiego mogłaby być każdym z nas. Na początku spektaklu jest anonimową kobietą w szpitalnej koszuli i z łysą głową. Karty stawiane z rozpaczą schorowanej bohaterce wróżą śmierć. W tej tragicznej sytuacji rozpoczyna się jej psychiczna transformacja przedstawiona za pomocą fizycznych środków wyrazu - rodzaj eskapizmu w świat ikonicznej kobiety opery i jej przymiotów - pewności siebie, seksualnej samoświadomości, rozkochiwania w sobie mężczyzn i bycia kochaną.

Proces przemiany w Carmen przebiega za pomocą charakteryzacji na scenie w trakcie spektaklu oraz fragmentów opery Bizeta. Schorowanej kobiecie malowane są paznokcie - chór mężczyzn (sześciu solistów Teatru Wielkiego - Piotr Friebe, Piotr Kalina, Mateusz Ługowski, Tomasz Mazur, Bartłomiej Szczeszek, Jaromir Trafankowski) odśpiewuje zachwyty, jakimi u Bizeta obdarzają Carmen robotnicy, przy jej pierwszym wejściu na scenę. Habanera - bohaterce Cicheńskiego robiony jest makijaż. Następnie pojawia się nieodzowna czarna peruka, bluzka i czerwona suknia. Z każdym krokiem bohaterka ucieka coraz silniej w świat wyobrażeń i tęsknoty za tym, co dla osoby chorej może być trudniej osiągalne - poczucie własnej atrakcyjności, budowanie relacji romantycznych, zabawa. Podkreślone jest to umiejętnie dobranymi fragmentami opery, co daje poczucie spójności muzyki, tekstu i akcji scenicznej. Wreszcie przemiana w Carmen jest zakończona - o główną bohaterkę walczą mężczyźni z chóru, na scenie przewijają się żołnierz i torreador, aż docieramy do finału dzieła Bizeta. Bohaterkę otaczają mężczyźni, a w muzyce toczy się dramatyczny dialog zdradzonego Don José i Carmen. Jednak tym razem Don José nie zabija - kobieca postać w kulminacyjnym momencie pada, jakby umarła nie Carmen, lecz uciekająca w jej postać anonimowa kobieta.

Oprócz eskapistycznej ucieczki Carmen. Toujours la mort dotyka też innych kwestii. Obnaża jej iluzję, gdy wytworzony świat pryska pod naporem rzeczywistości. Tę iluzoryczność rozbija wieńczący spektakl utwór the end - drugi finał Carmen Teoniki Rożynek. Nie ma w nim Carmen, przestrzeń wypełnia elektroniczno-instrumentalna kompozycja, która wyprowadza widzów ze świata Bizeta, choć nie jest ona pozbawiona odniesień do jego opery. W popremierowej rozmowie kompozytorka tak opisała swój utwór: - Każdy zna i rozpoznaje najmniejszą część tej opery. Postanowiłam zmierzyć się z wzięciem na tapetę najbardziej charakterystycznych arii, ponieważ nawet po przetworzeniu zostaną rozpoznane przez słuchacza.

Iluzja wyobraźni głównej bohaterki unaocznia też fikcję teatru jako takiego. W spektaklu widać "trzewia" opery. Orkiestra z dyrygentem znajdują się na scenie, by stać się Carmen, potrzeba makijażu i kostiumu, chór mężczyzn siedzi z boku sceny i rozprawia o wizytach w operze i jej wpływie na psychikę.

Wielopłaszczyznowość umożliwiająca doszukiwanie się niuansów i znaczeń stanowi atut Carmen. Toujours la mort. Jednocześnie w ilości zastosowanych środków nie gubi się główna myśl spektaklu. Reżysera w realizacji spektaklu z powodzeniem wsparli wykonawcy oraz wyrazisty ruch sceniczny opracowany przez Dianę Cristescu. Kreująca główną rolę Magdalena Wilczyńska-Goś musiała zmierzyć się z dużą liczbą zadań aktorskich i wyszła z tej próby z tarczą. Jej przemiana była autentyczna, a solistka wyraźnie nakreśliła kontrast między schorowaną kobietą a pełną seksapilu i pewności siebie Carmen. Sekundował jej chór mężczyzn prowadzący wewnętrzny dialog i współdzielący partie Don José i torreadora Escamillo oraz tancerze Diana Cristescu, Andrzej Płatek i Arkadiusz Gumny. Nie mniejszą rolę odegrała orkiestra pod dyrekcją Grzegorza Wierusa, zarówno w romantycznej muzyce Bizeta, jak i współczesnej kompozycji Rożynek.

Muszę przyznać, że sceptycznie podchodzę do szatkowania klasyków i tworzenia autorskich spektakli na ich podstawie. Obawiam się zawsze bezkrytycznego przerabiania oryginału i scenicznego bałaganu. Jednak twórcom Carmen. Toujours la mort winny jestem słowa uznania. Życzyłbym sobie i innym widzom więcej równie udanych eksperymentów, dzięki którym możemy odkryć inne oblicze klasyków.

Paweł Binek

  • Georges Bizet/Teonika Rożynek, Carmen. Toujours la mort
  • reż. Krzysztof Cicheński
  • Teatr Wielki
  • premiera: 14.11

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021